Gdy pierwszy raz usłyszeliśmy o Ultramaratonie kolarskim „Pięknych Zachód”, którego trasa przebiegać miała przez Grodzisk Wlkp. nie zważając na nic bez chwili zastanowienia napisaliśmy do organizatorów z zapytaniem czy możemy stać się częścią tej ciekawie zapowiadającej się imprezy. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać i już parę dni później spotykam się z Henrykiem Huzarem i Wacławem Żurakowskim na stacji benzynowej w Grodzisku Wlkp. gdzie miesiąc później stanie jeden z punktów kontrolnych maratonu Pięknych Zachód. Wtedy jeszcze nie wiedziałem (tekst pisze z dużym opóźnieniem), że zarówno Henryk jak i Wacław wspierać mnie będą głównie mentalnie na Pierścieniu Tysiąca Jezior, który ukończyłem nie bez problemów na początku lipca. Celem Grodziskiej Grupy Rowerowej kucharczak.com jest wspieranie wszelkich inicjatyw rowerowych a tym bardziej gdy są to inicjatywy długodystansowe. Naszym celem jest przyszłoroczny BBT 1008 więc nie da się ukryć, że „Pięknych Zachód” to taki przedsmak tego co może nas spotkać w przyszłym roku. Sama organizacja nie stanowi dla nas większego problemu, gdyż siłą rzeczy mamy doświadczenie po zeszłorocznym brevecie organizowanym wspólnie z Fundacją Randonneurs Polska. Podejmujemy decyzję aby punkt kontrolny był kameralny i przede wszystkim „bardzo szybki” ale ze wszelkimi wygodami. Kolarze mają wpadać na punkt, uzupełnić płyny, zjeść jakąś drożdżówkę, skorzystać z toalety, podbić karty kontrolne i dalej w trasę.
Wpadamy, też na pomysł aby wjazd fajnie oznaczyć tak więc wykorzystujemy doświadczenie zdobyte w szkole podstawowej i przygotowujemy dwie tablice informujące o skręcie na punkt kontrolny. Niestety jedną tracimy przez podmuchy samochodów ale ta największa i najważniejsza zostaje na miejscu. Na punkcie meldujmy się już o godzinie 10 nie wiedząc wtedy jeszcze, że pierwsi kolarze wpadną na punkt około godziny 13 tej. Znam dobrze trasę którą śmiałkowie mieli do pokonania i spoglądając na błękitne niebo i mocno wiejący wiatr wiedziałem, że nie będzie łatwo i pierwsze 200, 300 km będzie do pokonania mocno pod wiatr. Widać to było po twarzach kolarzy przyjeżdżających na punkt kontrolny no może za wyjątkiem Mateusza Ostapczuka, który wpadł na punkt kontrolny jak trąba powietrzna i tak szybko jak na niego wjechał tak szybko z niego wyjechał. To właśnie Matusz Ostapczuk został zwycięzcą tych zawodów z czasem 45:37:44!!!
Na punkt kontrolny przyjeżdża też Robert Janik główny szef BBT 1008, z którym w wolnych chwilach mam przyjemność porozmawiać o samym wyścigu i na tamten czas o Pierścieniu Tysiąca Jezior. Sam ostrzega mnie, że nie mam tego nie lekceważyć bo jest to trudny start z masą przewyższeń o czym przekonałem się na własnej skórze. W rytmie iście wyścigowym odprawiamy kolejnych kolarzy i tych którzy na punkt wpadają bez problemów oraz tych po których trzeba podjechać autem bo go po prostu przegapili (sam nie wiem dlaczego 🙂 balony rzucały się w oczy 🙂 ). Praktycznie punkt zamykamy około godziny 16 a do domu wracam bardziej zmęczony niż bym cały dzień siedział w pracy. Praktycznie przez cały okres pełna koncentracja tak aby wszystko było zrealizowane zgodnie z planem. W domu nie odpuszczamy i do późnych godziny wieczornych oglądamy na żywo relację na stronie internetowej tej imprezy. To samo dzieje się od godzin porannych. Pierwsza kawa, odpalony komputer i śledzimy losy wszystkich śmiałków. Wtedy też zauważmy niecodzienną sytuację w której to jeden z kolarzy jedzie w przeciwnym kierunku i jest na obwodnicy Grodziska. Szybka decyzja i już siedzę w samochodzie aby zlokalizować śmiałka i zapytać się co się stało. Ten jeden z uczestników zrezygnował i wracał do Świebodzina drogą którą przyjechał. Zapraszamy go na śniadanie, proponujemy prysznic oraz nieograniczony czas odpoczynku. Rozmawiamy przez godzinę głównie o rowerach i już skróconą trasą, z poczuciem, że zrobiliśmy coś dobrego odsyłamy śmiałka do Świebodzina. Dla nas kończy się przygoda z „Pięknym Zachodem” w roku 2017 a jaka będzie w 2018 to przyjdzie poczekać. Może znowu będziemy organizatorami punktu a może uczestnikami ale na te ważne decyzje przyjdzie poczekać do przyszłego roku.
Dla mnie taka impreza to bomba! Będę ją wspierał jak tylko będę mógł gdyż jest to druga z imprez, która zarówno start i metę ma w zachodniej części Polski (pierwszy jest mój brevet). Myślę, że z biegiem czasu ma szanse na sukces organizacyjny oraz zainteresowanie większej ilości śmiałków chcących zmierzyć się z długim dystansem. Uważam, że każdej imprezie należy dać szansę a czy będzie ona dobra czy zła przyjdzie nam ocenić za parę lat.
Zespół kucharczak.com
Podobno Sieraków to miasto widmo. Ciężko tam rowerem dojechać. Nic bardziej mylnego. W zeszłym tygodniu na pierwszej w tym roku „stopięćdziesiątce”, które wróciły do łask po ponad rocznej przerwie udało nam się wspólnie z Żabą dojechać do tego przeuroczo położonego miejsca. Miasteczko położone na skraju Puszczy Noteckiej, nad Wartą pomiędzy dwoma jeziorami: Jaroszewskim i Lutomskim to przedsmak tego co spotka nas 02 czerwca 2017r. w Pomiechówku na kolejnym już brevecie organizowanym przez Fundację Randonneurs Polska. Kolejny brevet na dystansie 400 km to wycieczka dookoła jeziora Śniardwy. Więcej na www.brevety.pl
Ale od początku. Dopiero w zeszłym tygodniu koło 17 maja 2017r. wsiadam na rower po blisko półtora miesięcznej przerwie przede wszystkim z jazdą na rowerze jak i blogiem. Podwójne zapalenie oskrzeli, podwójna dawka antybiotyków i utrzymujący się się praktycznie do dzisiaj kaszel spowodował, że odechciało mi się wszystkiego. Pisanie, jeżdżenie było poza moim zasięgiem i myślę, że gdybym nie pozbierał się w tym tygodniu to najprawdopodobniej ten sezon bym sobie odpuścił. Udało mi się poskładać ale nie odbyło się bez ofiar. Straciłem brevet na 200 km na otwarcie sezonu w Pomiechówku i na ten który odbędzie się już za tydzień jadę z wielkimi obawami o moją formę. Chodź na dystansie do 100 km noga idzie jak petarda to nie wiem co będzie dalej. W rowerku, który pod względem wizualnym i częściowym wszystko jest ok. zaczęło coś wczoraj pukać i stukać. I chodź na mechaników nie ma już czasu pojedziemy na spontanie i zobaczymy co będzie się działo. Wyjątkowo jedziemy dzień wcześniej aby przed startem przespać pełną noc. Plan i strategia jest obrana więc tylko aby wszystko ułożyło się tak jak powinno. Nastawienie też już jest lepsze chodź pojawiło się parę „kwiatków”, które próbowały mnie wybić z rytmu ale o tym po brevecie… Z wielkim entuzjazmem wracam do pisania no bo przecież muszę Wam napisać jak zdobyłem koszulkę Komandora BBT 1008 i co powiedziałem temu dzieciakowi ale to po zbliżającym się brevecie.
Wszystko, co piękne zawsze ma swój szybki koniec. Na szczęście w tym przypadku to chwilowa przerwa do następnego sezonu, czyli do kolejnych długodystansowych wyjazdów rowerowych. Co tym razem spotkało nas w Pomiechówku na kolejnym już brevecie organizowanym przez Fundację Randonneurs Polska? To samo, co ostatnio, czyli wspaniała organizacja, wspaniali ludzie, wspaniali kolarze i super zabawa. Nie ma, co się dużo rozczulać, ale kto raz przekroczy ten próg sali gimnastycznej w Pomiechówku będzie chciał tam zawsze wracać, ale po kolei…
Na bervet kończący sezon w Pomiechówku miałem nie jechać. Nie miałem tego w swoich planach treningowych, ale wyjazd wyszedł spontanicznie a powody były dwa. Po pierwsze było super na otwarciu w kwietniu tego roku a po drugie po organizacji grodziskiej imprezy chciałem porozmawiać o homologacji i o nowych wyzwaniach na rok 2017r. Z drużyną kucharczak.com pomysłów mamy kilka i bardzo chcielibyśmy je zrealizować. Tym razem do Pomiechówka zabieramy ze sobą Damiana z Kamieńca, który w brevecie grodziskim osiągnął dobry wynik a także mam świadomość, że w trakcie wyprawy będzie pod kątem towarzyskim super atmosfera. W stosunku do ostatniego razu zmieniamy strategię i wyjeżdżamy o godzinie 2 w nocy, aby w Pomiechówku być z samego rana i ten ostatni brevet wziąć z marszu. Tak się też stało i w Pomiechówku meldujemy się o godzinie 6 tak naprawdę budząc uczestników, którzy przyjechali dzień wcześniej. Chwilę rozmawiamy z kolarzami, których znaliśmy z poprzednich imprez a następnie przebieramy się i można powiedzieć, że jako pierwsi jesteśmy już gotowi do startu a minęło dopiero kilka minut po godzinie 7. Jednak w dobrej atmosferze czas mija bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy staliśmy już z Damianem na odprawie. Dla mnie start to była duża niewiadoma, bo czułem się bardzo dobrze no i jechałem już na typowym rowerze szosowym także chciałem się pokusić o trochę lepszy czas niż ostatnio. Mówię tutaj o dystansie 200 km, bo to jest odzwierciedlenie wyniku z poprzednich startów.
Słyszymy gromkie start i ruszamy. Ja jak zawsze na końcu, aby mieć wszystko pod kontrolą. Na pierwszych kilkuset metrach czołówka mi ucieka a ja mijając kilku kolarzy doganiam Damiana i nie wdrażając większej strategii gnamy do przodu tasując się z drugą częścią stawki. Liderzy dość szybko nam uciekają, czego się spodziewałem, ale ja i tak starałem się trzymać swojego tempa. Ono niestety było dość mocne jak na moje doświadczenie i przygotowanie fizyczne. Martwiło mnie to o tyle, że wiedziałem, iż pozostawienie większej ilości sił na drugą część wyścigu będzie kluczem do dobrego czasu na ukończenie brevetu. Pierwsze kilometry jedziemy ze średnią 28-29 km/h, ale już na 15 kilometrze uderzamy we wiatr, który wieje nam prosto w twarz. To tylko przedsmak tego, co nas czekało w drugiej części trasy. Mijamy pierwsze miejscowości i odbijamy karty brevetowe na poszczególnych punktach. Do 107 kilometra, czyli pierwszego punktu żywieniowego jechało się bardzo przyjemnie. Mocny wiatr wiejący w plecy nie był zbyt wymagający. Różnicę dopiero poczuliśmy na nawrocie o 180 stopni w miejscowości Radzanów w kierunku Raciąża. Wtedy uświadomiłem sobie, że tak mocny wiatr będzie wiał do samej mety a jego kulminacja nadejdzie na około 175 kilometrze, kiedy będzie trzeba się z nim zmierzyć twarzą w twarz. Niestety to było jak pojedynek Dawida i Goliata. Nierówna walka, z której każda ze stron próbowała przeciągnąć szalę zwycięstwa na swoją stronę. Tą walkę wygrywałem i mijając Stare Gralewo, Nowe Krubice, Główczyn, jechałem w stronę ostatniego punktu kontrolnego w Kobylnikach na stacji Orlen. Dawid odjechał już trochę wcześniej, więc do punktu jechałem już solo. Spotkaliśmy się na stacji benzynowej, po czym po bardzo krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Umówieni byliśmy, że przejedziemy tą trasę razem, ale po kilku kilometrach podejmuje decyzję i proszę Dawida, aby gnał do przodu sam. Czułem, że miał moc w nogach a ja po prostu go zwalniałem. Damian to lojalny kompan do roweru, bo nie chciał mnie zostawić. Ja jednak nalegałem i za chwilę jego postać zniknęła za horyzontem. Te ostatnie 66 kilometrów jechałem już sam. Miałem jednak swój cel. Jakieś 40 kilometrów goniłem jakąś żółtą koszulkę i nie mogłem jej dopaść. Była jakieś 500 – 600 metrów przede mną, ale dopaść ją to byłby nie lada wyczyn. Niestety wyładowywała mi się nawigacja i miałem do wyboru albo polegać na papierze albo dogonić zawodnika i jechać wspólnie. Wybrałem tę drugą opcję i na przestrzeni 10 kilometrów dopadłem go i już razem podążaliśmy do mety. Nawigacją padła – tego się spodziewałem, ale okazało się, że zawodnik przede mną to lokalny kolarz, więc po pierwsze było mi raźniej a po drugie dowiedziałem się kilku lokalnych ciekawostek. Do mety wpadam z czasem 9 godzin i 4 minuty a 200 kilometrów zrobiłem z czasem 8 godzin i 25 minut, czyli o godzinę i 36 minut szybciej niż w kwietniowym wyścigu i o 43 szybciej niż grodziski brevet! Przyjechałem o 30 minut później niż Damian, ale jestem wręcz przekonany, że jeśli Damian jechałby sam mógłby urwać czas podobny jak najlepsi, czyli w okolicach 7 godzin i 20 minut.
Na mecie jestem w środkowej stawce, co cieszy. Szybki posiłek, kąpiel i rozmowa z uczestnikami to też to, na co się czeka. Wymiana doświadczeń jest bardzo ważna. Po godzinie pakujemy się i uciekamy do domu. Trasa mija dość szybko i około godziny 24 jesteśmy w domu. Całą misję od momentu startu do przyjazdu do domu zrobiliśmy w 23 godziny a więc tempo ekspresowe.
Jedno jest pewne, że brevet „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) w Grodzisku Wlkp. otrzyma homologację i stanie się certyfikowanym długodystansowym rajdem rowerowym przeprowadzonym zgodnie z zasadami Audax Club Parisien (ACP). To przede wszystkim zasługa uczestników grodziskiej imprezy, za co dziękujemy. W przyszłym roku 12 sierpnia 2017r. brevet „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) w Grodzisku Wlkp. odbędzie się na dystansach 200 i 300 kilometrów. Aby podziękować wspaniałym ludziom, jakich mieliśmy okazje poznać z Wolsztyna (Grupa Kolarska Fala Park), Rakoniewic (Kasia i Tomek), Kamienica (Damian), z Grodziska (Norbert), Ptaszkowa oraz gości z Poznania chcielibyśmy, aby brevet w 2017r. przejechał przez wasze regiony. Szykujemy też kilka niespodzianek, ale o tym będziemy pisać w najbliższym czasie.
Blog jest w eterze od około tygodnia, z czego ogromnie się cieszę. Przez te kilka dni dostałem kilkanaście pozytywnych odpowiedzi zwrotnych, za które serdecznie dziękuję. Dobre słowo jeszcze bardziej motywuje mnie zarówno do tego, aby zostać Ultrakolarzem jak i pisać tą ciekawą historię. Pojawiały się też komentarze negatywne, ale wiem o tym, że ludzie mówią Ci, że czegoś nie zrobisz albo, że coś ci się nie uda, bo sami nie są w stanie tego zrobić. Brakuje im przed wszystkim pasji i motywacji, ale zostawmy to….
Już w piątek wiedziałem, że idzie zmiana pogody albo będę chory. Od samego wieczora do niedzieli głowa mnie tak paskudnie boli, że ciężko zrobić cokolwiek produktywnego tym bardziej, że w sobotę miałem trening „z tych dłuższych” około 2 godziny i w niedzielę relaksacyjne 20 minut. Pierwszy raz od 31października 2015r. zrobiłem trening, bo musiałem. Nie było w tym ani chęci, ani pasji ani motywacji i takie dni też będą się zdarzały. Na razie w planie treningowym idziemy zgodnie z harmonogramem i to jest najważniejsze. Zawsze w niedziele w mailu do Remka podsumowującym tydzień staram się pisać zarówno o moich spostrzeżeniach jak również o przemyśleniach na przyszłość głównie pod kontem startów w imprezach, które będą nieodzowną częścią treningu.
Dodatkowo jestem w trakcie remontu mojej „grodziskiej mekki kolarstwa” także to też absorbuje mnie czasowo. Miałem jednak trochę czasu i bardzo dogłębnie przestudiowałem stronę http://www.randonneurspolska.pl Właśnie na tej stronie możecie poczytać o Fundacji Randonneurs Polska. Znajdują się tam bardzo ciekawe, wręcz fascynujące relacje oraz reportaże z organizowanych imprez a co najważniejsze można przejechać brevety na dystansach 50, 100, 200, 300, 400, 600 oraz 1000km!!!! Wow to robi wrażenie!!!! Partnerami tego projektu są miedzy innymi Ultrakolarz ( czyli Remek – www.ultrakolarz.pl) oraz BBT 1008 (czyli impreza, o której tak bardzo marzę – www.1008.pl).
Najnowsze komentarze