W październiku mija rok jak wkręciłem się w tą rowerową przygodę i to na całego. Kto by pomyślał, że przez ten rok jestem w stanie dokonać tak wielu zmian w swoim życiu. Trenowałem na okrągło z drobnymi perturbacjami na przełomie września i października, kupiłem nowy rower, ukończyłem dwa brevety organizowane przez Fundację Randonneurs Polska na dystansie 200 km, dodatkowo przejechałem dystans 300 i 400 km non stop. Stałem się współorganizatorem grodziskiego brevetu „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) no i cały czas opisuję tą historię na blogu „Spełnić marzenie – od projektu do realizacji. Jak zostaję ULTRAKOLARZEM” W 2017r. wspólnie z Fundacji Randonneurs Polska przymierzam się do organizacji kolejnej imprezy. Tym razem będzie to brevet – „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) 2017 na długości 200 km i 300 km.
Organizator: Grodziska Grupa Rowerowa kucharczak.com przy wsparciu Fundacji Randonneurs Polska
Termin startu: 12 sierpnia 2017r. (sobota) godzina 8.00
Czas:
Wpisowe:
Wpisowe specjalne:
Odległość: 200 km i 300 km
Homologacja: tak
Biuro zawodów: ul. Powstańców Chocieszyńskich 76, 62-065 Grodzisk Wlkp.
Parking: mniejszy na sąsiedniej działce (przypuszczam, że w sobotę rano może być mocno zapchany z uwagi na fakt, iż jest to teren prywatny mojego sąsiada, do którego o zgodę oczywiście wystąpię), większy przy Fabryce Groclin (w sobotę raczej nieużytkowany także istnieje możliwość postawienia tam samochodów) – mapka w załączniku
Miejsca noclegowe: w Grodzisku Wlkp. są dwa hotele, które polecam to:
Kolarze do brevetu na 200 km i 300 km ruszą razem, co jest nowością. Razem przemierzać będą 200 km, po czym dla jednych baza Grodziskiej Grupy Rowerowej kucharczak.com będzie metą a dla innych tylko przystankiem przed pokonaniem dystansu o 100 km dłuższego. To będzie sprawdzian siły woli i motywacji. Sama trasa brevetu jest bardzo ciekawa. Przemierzając ten brevet będziecie mogli poobcować z przyrodą i w dość ciekawy sposób zapoznać się z urokliwymi miejscami południowo – zachodniej wielkopolski. Wyjątkowo na trasie dominować będzie dość dobre podłoże asfaltowe, które oceniam na 4 w skali 5 stopniowej. Niestety kolarze zmagać się będą z dylematem czy korzystać ze ścieżek rowerowych czy nie (w większości ścieżki asfaltowe) jednak trasę starałem się dobrać tak, aby ich ilość była jak najmniejsza. Podobnie jak przy pierwszym brevecie ścieżki są, ale fatalnie połączone, co powoduje, że na 200 metrów wjeżdżamy na ścieżkę, po czym znowu włączamy się do ruchu. Najgorsze odcinki, które przede wszystkim zapamiętają wasze pośladki to odcinek z Kuślina do Dusznik oraz z Buku do Dakowych (do skrętu przy kościele).
WAŻNE: trasa może ulec drobnej modyfikacji a więc na chwile obecną traktujcie ją, jako poglądową.
58 km – PK 2 – 64-234 Nowa Wieś; Przemęcka 57, – Stacja benzynowa – Open 09:45, Close 11:30
110 km – PK 3 – Chlastawa 18A, 66-210 Zbąszynek – Karczma Cykada – Open: 11:30, Close: 15:10 (posiłek regeneracyjny).
155 km – PK 3 – Kuślin – Stacja benzynowa – Open: 13:30, Close 19:10
204 km – PK 4 – Grodzisk Wlkp. – siedziba Grodziskiej Grupy Rowerowej – Open: 14:00, Close: 21:30
250 km – PK 5 – miejsce w trakcie ustalania – Open: 15:30, Close: 24:00
301 km – PK 6 – Grodzisk Wlkp. – siedziba Grodziskiej Grupy Rowerowej – Open: 17:00, Close: 04:00
Zeszły tydzień był praktycznie bez treningu poza oczywiście gimnastyką, która przychodziła mi różnie. Musze się ogarnąć po tym jak przestałem przez zimę pracować, z Remkiem. Teraz dyscypliny muszę szukać sam w sobie i motywować się na własne sposoby. I chodź szykują się w moim życiu poważne zmiany zawodowe myślę, że dla kolarstwa zawszę znajdę czas tym bardziej, że priorytety się nie zmieniły i sprawa BBT 1008 w 2018r. jest cały czas w moim zasięgu. Są plany zmiany formuły tego wyścigu a dla mnie nic nie powinno się zmienić. Czasu jest jeszcze dużo i tak jak w zeszłym roku szykowałem się do 200, 300 i 400 km tak teraz te dystanse muszą się zwiększyć. Jakie będą cele na przyszły rok? Co przyniosą zmiany o tym wkrótce.
Na takie dni czeka się miesiącami a nawet latami. Czujesz moment, w którym spełniasz swoje marzenia i realizujesz projekt, na który tak długo czekasz. Brevet nie był wyścigiem a w projekcie tym liczył się wyłącznie fakt ukończenia przejazdu w określonym limicie czasu. Przez cały czas trwania zapisów widniały nazwiska tylko trzech uczestników jednak tydzień przed startem lista zawodników zaczęła się powiększać a w piątek dzień przed startem dopisała się ostatnia osoba.
Do startu stanęło 16 osób z 18 zgłoszonych. Pierwsi zawitali do nas przedstawiciele Klubu Kolarskiego Fala Park z Wolsztyna. To była bardzo sympatyczna grupa osób, z którą błyskawicznie nawiązaliśmy super kontakt. Szybko na starcie zjawił się Norbert Nowak chłopak, który kolarstwo ma we krwi i którego na rowerze widzę od zawsze. Następnie swój podpis na liście startowej złożyli Piotr Lewandowski oraz Tomek Rozmiarek, którzy na berevet do Grodziska przyjechali rowerem z Poznania. A co tam taka mała rozgrzewka przed 200 km brevetem. Rakoniewice reprezentowali Katarzyna i Tomek Kowalonek. To sympatyczne małżeństwo postanowiło jechać we dwoje. Później dowiedziałem się, że Kasia chciała złamać barierę 200 km, co się jej udało a ja bardzo się cieszę, że stało się to właśnie na Grodziskim wyścigu. Z Poznania przyjechali również Pan Franciszek Majewski, który chyba, jako jedyny ukończył wcześniejsze, brevety organizowane przez Fundację Randonneurs Polska oraz Małgorzata Lewandowska. Kamieniec reprezentował Damian Popiołkiewicz, z którym miałem przyjemność porozmawiać i wspólnie umówić się na treningi. Ostatnia grupa, która licznie zagościła w Grodzisku Wlkp. to przedstawiciele Ptaszkowa. Adrianna i Tomek, którzy postanowili walczyć na tandemie oraz Łukasz i Krzysztof gotowi do pokonania 200 km na swoich, trekach.
Tuż przed startem stałem już na parkingu gotowy do udzielenia ostatnich wskazówek. Ruszamy trasą w kierunku Grąblewa. Słyszałem w kuluarach, że wszyscy pojadą razem, ale na starcie nie było zmiłuj się. Od początku tempo było bardzo mocne. Pierwsi zaatakowali Pan Franciszek oraz Małgosia Jankowska za nimi w peletonie jechali przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Trzecia grupa to Ptaszkowo i na końcu spokojnym kolumbijskim tempem Kasia i Tomek. Starałem się ich wszystkich gonić i pierwsze fotografie zrobiłem na wysokości Ptaszkowa przy stadionie. Pilotowałem grupy praktycznie przez cały wyścig, tak, aby uwidocznić wszystkich na zdjęciach. Przez kolejne kilometry nic się nie zmieniało może poza różnicami czasowymi między grupami. Na twarzach gościł uśmiech, co mnie niezmiernie cieszyło. Na rondzie w Grodzisku, Wlkp. (40km) trasy doszło to kilku pomyłek i nastąpiły małe przetasowania. Na punkt do Jabłonnej wpadają po około 1 godzinie i 40 minutach przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Zjadają drożdżówki, uzupełniają płyny i ruszają dalej w trasę. Po nich z 15 minutowym opóźnieniem przyjeżdża Pan Franciszek oraz Małgosia. Nie czekają za dużo, uzupełniają płyny, biorą dwa gryzy drożdżówki i ruszają w trasę. Czekamy jeszcze godzinę i obsługujemy Kasię i Tomka oraz Ptaszkowską brygadę. Nie czekamy dłużej na punkcie tylko skrótem jedziemy w stronę Opalenicy. Beata, Marysia, Zuzia i Kuba przez Nowy Tomyśl a ja tak jak idzie trasa, aby porobić kilka ciekawych fotografii. Miałem mniej więcej obliczone, kiedy zawodnicy mogą dojechać na punkt w Opalenicy. Pierwsi wpadają Ci, którzy od początku prowadzą. Tam dowiadujemy się, że jeden zawodnik się wycofał, a drugi właśnie rezygnuje. Zachęcamy ich do tego, aby zostali, ale zdania już nie zmienią. Zresztą tempo jest bardzo mocne. Wśród nich jest Sylwia, która walczy z chłopakami jak równy z równym. Dosłownie parę minut po nich na punkt wpadają Pan Franciszek oraz Małgosia, którzy mocno pracowali i zniwelowali stratę praktycznie do zera. Grupa liderująca rusza dalej w składzie -1 a dosłownie zaraz za nimi pozostała dwójka, która będzie próbowała ich dogonić. Dopiero na mecie dowiaduję się, że w Dobieżynie popełniam błąd i puszczam kolarzy drogą szutrową. Pech chciał, że przeoczyłem jeden znak, a kilometry nie do końca się zgadzały z trasą i klops. Na początku pomyślałem, że to błąd grupy liderującą, ale niestety wszyscy pojechali tą samą trasą. Na szczęście nikt gumy nie złapał, ale było przynajmniej małe urozmaicenie. Do skrętu w Dymaczewie kolarze jechali z wiatrem, ale w kość wszyscy zawodnicy dostali na ostrym skręcie w kierunku Modrza. Zderzenie z silnym wiatrem wykończyłoby wszystkich, ale nie grodziskich brevetowców. Po przecięciu drogi 5 w Modrzu następuję ostatni postój i już tylko 38 kilometrów do mety. W czołówce jest pięciu zawodników i jedna zawodniczka. Po nich w Modrzu meldują się Pan Franciszek oraz Małgosia a ja wracam do Grodziska Wlkp., aby pogratulować pierwszej grupie, a na punkt do Modrza jedzie Beata zaopatrzyć Kasię i Tomka w brakujący prowiant. Na koniec oczywiście brevetowytm zwyczajem wszyscy zawodnicy podnoszą rower w górę i stają się brevetowcami z krwi i kości.
Ultrakolarskie święto w Grodzisku Wlkp. trwało do późnych godzin wieczornych. Teraz przyjdzie nam czekać kolejny rok na brevet „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz). A za rok nowe dystanse i nowa trasa tak, więc gorąco zachęcam do zmierzenia się z długim dystansem.
Jak zawsze po długich trasach, sprawdzianach przychodzi tydzień regeneracji. Z jednej strony nudzi mi się wtedy bardzo, bez roweru, ale może i dobrze, bo jest czas na pchnięcie innych spraw do przodu. Tych spraw poza rowerowych jest całkiem sporo. Cały czas przecież walczę z moją „mekką kolarstwa szosowego”, która ma powstać w Grodzisku Wlkp. jak i sprawy związane z inkubatorem przedsiębiorczości.
Ten tydzień regeneracyjny rozpoczął się bardzo dobrze tym bardziej, że byłem sam, bo moje „gady” były na wakacyjnych rozjazdach. Mogłem na spokojnie sobie pojeździć nie martwiąc się o nic. Starałem się nie oddalać się zbytnio od mojego domu i droga w kierunku Ptaszkowa, Cykowa była wymarzoną do krótkich, godzinnych treningów. Cały czas w głowie miałem wątpliwości, co kolejnego długiego testu, który mnie czeka już za 2 tygodnie. Czy zostać przy 300 km czy rwać się na 400 km i czuć się spełniony, że w tym roku w 100% wykonałem założone przez Remka zadania. Remek też na głowie miał swoje przygotowania, bo szykował się do Race Around Austria 2016 (obecnie w trakcie pisania tego tekstu jest już ma półmetku tego ciężkiego wyścigu). Race Around Austria to wyścig, który nie przechodzi mi nawet przez myśli, jest poza moim zasięgiem zarówno pod względem obecnych możliwości jak i marzeń. Zresztą ja mam swoje cele i staram się do nich dążyć. Tak czy inaczej mocno kibicuje Remkowi aby osiągnął złożony przez siebie wynik czyli „pudło”.
Wracając jednak do spraw, które były w moim zasięgu i nad którymi musiałem popracować, czyli regeneracji. Pierwsza część tygodnia to normalne cykle treningowe + dieta natomiast drugi część tygodnia nie była już taka przyjemna. Ten piątek na dłużej utkwi w mojej pamięci, chociaż wcale na tak nerwowy dzień się nie zapowiadał. Zacząłem normalnie od rozgrzewki (15 minut) potem wytrzymałość przy pulsie 151-160 i obrotach korbą 91-95. Nic się nie zmieniło pod kontem trasy. Grodzisk – Ptaszkowo i powrót do Grodziska. Trochę tych minut mi brakowało i postanowiłem wybrać się w „objazdową wycieczkę” po Grodzisku. Trochę martwiła mnie ciemnogranatowa chmura, która w dość szybkim tempie przemieszczała się z nad Nowego Tomyśla w stronę Grodziska. Deszczu, jako takiego się nie bałem, ale po prostu nie chciałem znowu być mokry, co mogło jak to często u mnie bywa skończyć się zaziębieniem. Niestety nie uniknąłem tego i na około kilometr przed domem dopadły mnie pierwsze krople, które przerodziły się w ostro padający deszcz.
Przyspieszyłem – czułem jak woda coraz bardziej pryska spod moich gładko wyprofilowanych opon. Duże krople deszczu skapywały po kasku na moje okulary, co utrudniało mi widoczność. Do domu pozostało mi 300 m, więc niczym Mark Simon Cavendish stanąłem na pedałach niczym profesjonalny sprinter. Mięśnie nóg napięły się niczym balon.
Tego co stało się później nie mogłem przewidzieć. Na ostatnich dwudziestu metrach postanowiłem skrócić sobie drogę i bum…
Widziałem, że jadę trochę za szybko. Gwałtowny ruch ręki pociągnął manetkę od hamulca blokując tylne koło… Padający deszcz, brak przyczepności doprowadziło do niekontrolowanego poślizgu. Koło uciekło pod kątem 30 stopni, ale jeszcze próbowałem się ratować… Podrzuciłem rower do góry i wskoczyłem przednim kołem na chodnik. W tym momencie widziałem, że to był błąd. Tylna część roweru nie „zabrała” się na chodnik i przez prawe ramie przeszorowałem po chodniku…
Pierwsze myśli – gdzie jestem i co się stało. Drugie, – co z „moją dziewczynką” jak mocno jest uszkodzona. Później dopiero martwiłem się, co ze mną i czy wszystko jest na miejscu. Jak wypiąłem się z bloków tego nie wiem do teraz. Przez 30 sekund leżałem na chodniku, aż w końcu trzeba było się pozbierać. W rowerze spadł łańcuch a reszta była w całości. Trochę odarty łokieć oraz zbite biodro to najmniejszy wymiar kary, jaki poniosłem za moją nieodpowiedzialność. Głową uderzyłem w asfalt, ale kas uratował mnie od cięższej kontuzji. Pękł, co może świadczyć o sile uderzenia. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym czy zakładać kask rowerowy czy nie odpowiedź jest prosta. Warto a nawet trzeba. Po tym całym incydencie sobotni dłuższy trening zamienił się w krótki 30 minutowy rozjazd.
Ostatni okres to czas przygotowań do „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz) – Brevet 200 Grodzisk Wlkp. To impreza, którą organizuje po raz pierwszy i na której powodzeniu bardzo mi zależy. Temu wątkowi poświęcę osobny akapit …
Od momentu pojawienia się mojej „nowej maszyny” minęły już bite dwa tygodnie. Jak co tydzień treningi zaczynam od mniejszych obciążeń. Tak działam zawsze na początku tygodnia. W weekend jest więcej czasu i można dostosować sobie odpowiednie godziny do dłuższych obciążeń. Chociaż ostatnio z tym długimi treningami nie jest najlepiej. Ostatnie dwa wyjazdy ukończyłem szybciej niż było to zaplanowane, co mam wrażenie zirytowało Remka i wcale mu się nie dziwię gdyż start do brevetu 300 mam za trzy tygodnie a ja jak „panicz” kręcę po 80-90km w weekend!!! Muszę trochę ciężej popracować, bo z tym 300 km w odpowiednio zaplanowanym czasie mogę mieć kłopoty. Co do pierwszego tygodnia gdzie trening skróciłem o 30 minut to mam solidne wytłumaczenie. Generalnie bolało mnie wszystko chyba przez źle ustawiony rower – tak sobie to tłumaczę. Ale faktycznie konieczne będzie ustawienie bloków. Natomiast, co do treningu w zeszłą niedzielę to już po prostu zabrakło mi motywacji. Wszystkie trasy wokół komina mam objechane i tak naprawdę mi się nudzi a co za tym idzie motywacja jest mniejsza. Z drugiej strony można jechać gdzieś dalej a następnie wrócić pociągiem. Obiecałem sobie, że się poprawię i tego będę się trzymał. Komfort jazdy rowerem szosowym jest dużo lepszy niż innym rowerem i staram się to też wykorzystywać. Mam w planach jakieś dłuższe treningi, ale chciałbym to zachować w tajemnicy z uwagi na fakt, że jak znowu mi nie wyjdzie to po raz kolejny będę musiał się tłumaczyć. Chciałbym, aby wyszło to spontanicznie i bez hamulców tym bardziej, że już w sobotę czeka mnie „zmiana kodu”.
Oficjalnie już mam potwierdzenie, że rusza brevet 200 w Grodzisku Wlkp., o czym mocno informuję na stronach internetowych Grupy Rowerowej oraz za pośrednictwem PFPK Sp. z o.o. Na razie promocja nie jest duża to i chętnych trochę brakuje, ale liczę na to, że minimum 10 osób się zbierze i kameralny wyścig uda się zorganizować. Wiem, że nawet w Grodzisku jest kilku kolarzy, ale czy oni zdecydują się jechać to ciężko powiedzieć. Mam tutaj swoje zdanie na ten temat, ale spokojnie poczekamy, zobaczymy, co będzie dalej. Czekam też aż informacje pojawią się na stronie brevety.pl co. To tam szczegóły o trasie mogą zdecydować o frekwencji i powodzeniu całego przedsięwzięcia. Odstawiam na bok wyjazd na Kaszuby kosztem zrobienia objazdu kontrolnego grodziskiego brevetu. Już teraz wiem, że trasa się trochę zmieni, bo na trasie pomiędzy Grodziskiem Wlkp. a Opalenicą na wysokości Sielinka trwa remont drogi (budowa ronda), co trochę psuje mi szyki i zmusza do nieznacznej zmiany trasy. Czekam jeszcze trochę na rozwój sytuacji i jeśli będzie to ostatnia zmiana trasę objadę na spokojnie jeszcze raz i już w 100% ustalę punkty kontrolne.
Moi przyjaciele Kasia i Piotr przemierzają amerykańskie bezdroża, czego oczywiście im bardzo zazdroszczę. Niestety moja noga na tym kontynencie nigdy nie stanie, bo boję się latać samolotem, ale właśnie dzięki moim przyjaciołom mogę te trasy rowerowe oglądać na zdjęciach. Myślę, że tego wyjazdu długo oczekiwali i że udało im się zwiedzić to, co mieli zaplanowane. W tym czasie z jednego końca wybrzeża na drugi odbywał się jeden z najtrudniejszych ultramaratonów na świecie Race Across America.
„Przerwy regeneracyjne trwają od 5 do 20 minut, w trakcie, których następuje zmiana przepoconego ubrania. Czasami Zawodnik kładzie się na kilka minut by mięśnie odpoczęły i… ucina sobie drzemkę. Dwa razy dziennie Remek Siudziński jest masowany. Jedzenie w formie płynnej i picie podawane są w trakcie jazdy. Minimum raz, najczęściej dwa razy na dobę podawane są ciepłe posiłki, na przykład makaron z sosem czy ryż z kurczakiem lub rybą. Dania przygotowywane są przez część Zespołu, która jedzie na zmianie w kamperze.”
To tylko jeden z wielu zapisów o starcie w tej imprezie, które można przeczytać jednym tchem na www.ultrakolarz.pl
Jak to zawsze się dzieje na początku każdego miesiąca czas podsumować ukończony miesiąc. Tym razem są to już tylko i wyłącznie treningi bez jednorazowych wypadów. W czerwcu przejechałem 469 km, co dawało 13 treningów. Łączny czas treningów to 19:49:30. W tym czasie spaliłem 11610 kalorii. Podsumować to można jednym z najsłabszych okresów w moim wykonaniu w tym roku.
Najnowsze komentarze