Cały czas staramy się trenować. Oczywiście możliwości są ograniczone a czasami się zdarza, że i chęci brakuje. Jest pewnie kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze obowiązki… robota jest niestety wpisana w naszą codzienność a po drugie jeżdżenie cały czas po tych samych trasach staje się monotonne do tego stopnia, że faktycznie nie sprawia to już takiej przyjemności jak kiedyś.
To właśnie nudzenie lokalnymi trasami spowodowało, że zaczęliśmy wybierać się w dłuższe podróże. Dlaczego tak? Nie pytajcie bo ciężko w chwili obecnej znaleźć na to logiczne wytłumaczenie i odpowiedź. Bardziej dociekliwi powiedzą, że przecież na dłuższe wycieczki można jeździć samochodem. Więcej się zobaczy, szybciej można się przemieszczać z miejsca na miejsce.
Dla nas te wyjazdy to też forma treningu. Jeśli chcemy łamać kolejne bariery, stawiać sobie nowe cele to trzeba jeździć. Jak ja to powtarzam pewnych rzeczy z kanapy się nie zrobi. Można pewnie i dłuższy dystans wziąć z kanapy ale czy to jest aby bezpieczne… do zastanowienia. W mojej ocenie reset głowy też jest potrzebny jeśli potrafimy się w ogóle resetować. Ja mam z tym niewątpliwie problem.
Co do tego resetu to ciekawie to spuentował mój kolega z pracy, który powiedział, że w pewnym wieku rośnie ogromny popyt na czas a spada popyt na pieniądze…
To dość ciekawe stwierdzenie filozoficzne, warte przemyślenia. Co z tego, że szarpiesz w robocie od rana do nocy i masz grubą monetę jak nie masz kiedy tego pieniądza skonsumować. Wyjazd na dwu tygodniowe wakacje do Grecji to chyba nie jest rozwiązanie. Z tym przesłaniem was zostawiam do przemyślenia…
Jednym z naszych form treningu są wjazdy długodystansowe. Jak już wcześniej pisałem przyszło znudzenie lokalnymi trasami. Wycieczka do Torunia była tego przykładem. Ciekawy był dystans bo około 230 km a i towarzystwo zebrało się dość pokaźne. Wystartowaliśmy wspólnie z Beti a do naszego grona dołączył Łukasz, który jest łasy na takie wyjazdy wraz z Kasią i Miłoszem więc wyjazd w tym pięcioosobowym składzie zapowiadał się bardzo ciekawie. Był to wyjazd, który dla każdego był jakimś przetarciem. Dla nas to zwykły trening a dla Łukasza, Kasi i Miłosza ostatni trening przed Baltic Bike Challenge czyli nadmorska przygoda rowerowa.
Wyruszamy już tradycyjnie z Grodziska. I aby zamknąć wszystko w 24 godzinach startujemy o pierwszej w nocy. Plan jest taki aby około godziny trzynastej dotrzeć do Torunia, zrobić objazd Starego Miasta w wariancie expres i pociągiem jeszcze tego samego dnia wrócić do domu. Udało się ale po kolei…
Ruszamy o zmroku w temperaturze bliskiej zera. Pierwsze pięćdziesiąt kilometrów to znany nam szlak na Kórnik … szlak Pętli Poznańskiej. Nasza trójka kompanów trochę szapie tempo aplikując sobie dawkę interwałów co w końcowej części trasy odbija piętno na formie i zmęczeniu. Beti już nauczona naszymi zabawami i znająca swój własny organizm włącza „tempomat” czyli utrzymuje tętno na poziomie 135- 145 bpm. To dobra taktyka, która powoduje, że do Torunia wjeżdża świeża jak „ ryba w Lidlu” dostarczana każdego ranka.
Trasa jest dość prosta prowadząca lokalnymi drogami do Gniezna a następnie większość trasy prowadzi wzdłuż drogi ekspresowej. To duża zaleta gdyż asfalt jest tam bardo dobrej jakości ale zdażają się też niespodzianki… jakie? Jego koniec oraz skoki przez tory kolejowe… skrajnie nieodpowiedzialne. Wiaterek wieje nam w plecy, bokiem omijamy takie aglomeracje miejskie jak Trzemeszno, Mogilno i Inowrocław. Na takich trasach zawsze trzeba mieć to na uwadze bo właśnie tam traci się mnóstwo czasu. Nad ranem wiatr odwraca kierunek i zaczyna wiać z północnego zachodu. To już końcówka ale zmęczenie zaczynamy widzieć na twarzach uczestników więc aplikujemy sobie większe przerwy. Przekąski, kawka na stacji no i oczywiście fajeczka do tego to już tradycja. Najważniejsze jest jednak to że do Torunia cała piątka wjeżdża z uśmiechem na twarzy. SUPER!!!
W ekspresowym tempie obskakujemy co się da. W pierwszej kolejności Pomnik Mikołaja Kopernika, który odsłonięty został 1853 roku. Co ciekawe jest to drugi pod względem wieku zachowany pomnik Mikołaja Kopernika w Polsce, po pomniku Kopernika w Warszawie. Czym byłby wyjazd do Torunia bez odwiedzenia Piernikarni Starotoruńskiej. Tam też na chwilę wpadamy i robimy pięć minut dla chętnych na zakupy. Cały czas kręcimy się przy Rynku Staromiejskim.
Można by oczywiście jeszcze chwile pojeździć i podjechać pod Krzywią Wieżę ale Miłosz popełnia jeden z największych błędów jakie można w obecności Beti wypowiedzieć… hasło: a co pierogami toruńskimi… które kończy wyjazd. Już nic się nie liczy. Jakby gromy z jasnego nieba spadały, III wojna światowa się rozpoczęła nic już dla Beti nie miało znaczenia tylko pierogi toruńskie dla dobra ogółu zaliczyliśmy pierogi toruńskie. Miłosz nie miał jeszcze doświadczenia w tym temacie. Nie wie, że na hasło „jedzenie” u Beti włącza się opcja ssanie jak w odkurzaczu co może opóźnić nasze wycieczki… no ale cóż doświadczenie…
Powrót jest bez historii… pociąg jeden… pociąg drugi i o dziewiętnastej trzydzieści meldujemy się w domu. Udany, owocny wyjazd. Połączony wyjazd z treningiem.
Dystans: 220 km
Czas: 12:44
Średnia prędkość: 17,30 km/h
Kalorie: 6.892 C
Wzrost wysokości: 491 m
Czym byłoby życie bez pasji? Dzień świstaka. Każdy dzień wyglądałby tak samo a zegar cały czas tyka… Faktycznie te rowery nas mocno wkręciły i chodź przyszyły chwile zwątpienia nadal w tym trwamy bo nie da się ukryć, że to po części ludzie nas nakręcają. Coraz więcej ludzi zapalonych w tej pasji rowerowej jest obok nas. SUPER!
Gdańsk to wyprawa rowerowa która przyszła spontanicznie w pociągu gdy wracaliśmy ze Świnoujścia i poszło szybko. Wszystko poszło zgodnie z planem i chyba pierwszy raz tego planu się trzymaliśmy.
Aby ominąć Poznań wyjazd zaplanowaliśmy z Gniezna. Z Grodziska Wlkp. wyruszyliśmy o 20:00 i w Gnieźnie zameldowaliśmy się o 21:30. Szybkie ubieranie i praktycznie trzydzieści minut później siedzieliśmy już na naszych koniach. Doświadczenie wyciągnięte sprzed dwóch tygodni zaowocowały. Ubrałem się cieplej bo miało być zimno. No właśnie miałoby zimno ale temperatury – 3 stopnie to się nie spodziewałem. Jestem ciepłolubny! Kto u Nas był zimną to wie, że jak napalimy w piecu to grzejniki trzeszczą jak napęd Sora w rowerze mojego kolegi
W nocy jeździ się super. Ruch praktycznie zerowy. Więc przez Mieleszyn, Damasławek, do Nakła nad Notecią gdzie już mieliśmy przyjemność być przy okazji udziału w Bałtyk Bieszczady Tour. Tam organizowany był jeden z punktów kontrolnych na trasie tego ultra maratonu. Wiatr wieje w plecy więc jedzie się przyjemnie. Bydgoszcz omijam z prawej strony i kierujemy się na Koronowo, Tuchole.
Jest paskudnie zimno. Nogi mam tak zmarznięte, do tego stopnia, że mam wrażenie jakby między palcami miał lód. Praktycznie paluchów nie czuje wcale i nawet założona trzecia para skarpet nie załatwia sprawy. Nogi spocone więc jeszcze zimniej. Próbujemy rozkładać sens tych jazd na czynniki pierwsze i dochodzę do pewnych wniosków.
Trzeba być nienormalnym aby pakować się na rower i wyznaczać sobie trasy rowerowe jeżdżąc w nocy. Przecież 99,9% normalnych ludzi wtedy śpi i nawet do głowy by im nie przyszło aby wsiąść na rower i jechać te prawie 300 km! Ale właśnie o to chodzi aby w tym niby normalnym świecie starać się być inny. Robić rzeczy szalone. Robić to co się kocha!!! Tak trzeba żyć!!!
Park Narodowy Bory Tucholskie mijamy po naszej lewej stronie ale tereny są tutaj przepiękne. Myślę, że warto tutaj wrócić tylko po to aby objechać to rowerem. Przed Pruszczem Gdańskim zaliczamy jeszcze trochę przewyższeń i punkt 12 meldujemy się pod Żurawiem. SUPER!
Tutaj też kontemplujemy i podejmujemy decyzję, że na Hel nie pojedziemy. Warto przy tych wyjazdach objechać okolicę a Trójmiasto to faktycznie miejsce, gdzie jest co zobaczyć. Tym bardziej, że sieć dróg rowerowych i szlaków rozwinięta jest turbo dobrze. Jedziemy pod Muzeum II Wojny Światowej www.muzeum1939.pl a następnie kierujemy się Europejskiego Centrum Solidarności www.ecs.gda.pl
Po drodze na molo w Sopocie odwiedzamy jeszcze Park Oliwski www.parkoliwski.gdansk.pl a następnie Katedrę Oliwską, gdzie można zobaczyć przepiękne organy www.archikatedraoliwa.pl no i na koniec upragniona meta czyli sopockie molo.
Wyjazd przechodzi do historii a poniżej krótkie podsumowanie
Dystans: 260 km
Czas: 15:07
Średnia prędkość: 17,20 km/h
Kalorie: 5.955 C
Wzrost wysokości: 1019 m
Wracam na Hel. Piszę to z pełnym entuzjazmem, bo ostatni raz byłem tam pięć lat temu i to w zupełnie innych okolicznościach. Wersji turystycznej z sakwami, namiotem bez napinki no i ze spokojnym nocnym spaniem. Teraz to już zupełnie inna jazda. Taki trochę trening ultra i jak ktoś lubi długie dystanse to w 100 % to zrozumie. Jednak do starych czasów lubię sobie wrócić i powspominać, bo jest, co. Ten wyjazd nad morze w 2016r.do łatwych nie należał. Praktycznie od pierwszego dnia padał deszcz. Padało tak bardzo, że po dwóch dniach już miałem dosyć, ale jak to brzmią słowa piosenki „a po nocy przychodzi dzień, a po burzy słońce” się sprawdziło. Kolejny taki deszczowy wyjazd miałem dwa lata później na Pierścieniu Tysiąca Jezior gdzie też przez większość wyścigu padał deszcz i komfortu nie było żadnego.
A co u Nas? Mówiąc po poznańsku stara bieda. W zeszłym tygodniu po wyjeździe nad morze nie trenowałem prawie wcale. Tylko Beti robiła swoje. Dopiero wspólnie na rower wsiedliśmy w świąteczną niedzielę i przejechaliśmy sobie 65 km trenując jazdę na kole i trzymając się założeń treningowych. Pogoda dopisywała także było bardzo przyjemnie.
No i co z tym Gdańskiem? No jedziemy! Wyjazd trochę spontaniczny, ale takie wychodzą najlepiej, bo jak zaczynamy planować to nic z tego nie wychodzi.
Kiedy? Piątek wyjazd godzina 20 z Grodziska Wlkp. samochodem do Gniezna i właśnie w Gnieźnie na dworcu zostawiamy samochód. Dlaczego tak? Wszystkie trasy wokół komina są już objechane a musi przebić się przez Poznań i trochę szkoda nam czasu. Z powrotem będzie nam łatwiej, bo pociąg wraca przez Gniezno i w domu będziemy szybciej.
Jaki plan? Myślę, że około godziny 22 zameldujemy się w Gnieźnie szybka kawa i w trasę. Jedziemy w nocy, bo po pierwsze jest większy spokój no i ruch samochodowy mniejszy. Myślę, że w Gdańsku zameldujemy się około godziny 15 także będzie czas na zwiedzanie i plan jest, aby w godzinach wieczornych jechać na Hel. Tam planujemy metę podróży.
Jak powrót? Łapać będziemy pociąg z Helu do Gdyni a następnie do Gniezna i powrót samochodem do domu. Myślę, że w domu będziemy w niedzielę około godziny 15.
Wyjazd nie jest organizowany. W weekend ma być dość zimno, więc należy się przygotować pod względem ubioru i oświetlenia, bo mogą wyjść dwie nocki. Wyjazd dla osób zaprawionych w boju, ale jak ktoś chciałby się sprawdzić to tylko jechać.
No i najważniejsze. Tempo? Turystka! Po drodze zaliczamy lokalne stacje, przystanki, a tempo turystyczne max 22 średnia także nie ma się, czego obawiać. Każdy śmiało sobie poradzi.
Najnowsze komentarze