Trochę mi poszło, przybyło obowiązków. To, że nie będę Ultrakolarzem z wynikami to wiedziałem od początku. Czasami tak bywa, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i tak było ze mną. Po głowie chodziły mi już super wyniki, super czasy, super miejsca, a zupełnie zapomniałem, że w tym wszystkim ma chodzić o zabawę. Dodatkowa presja nie była i nie jest mi potrzebna. Aby jednak zostać tym Ultrakolarzem, którego głównym celem jest kończenie wyścigów to trzeba jeździć. Siedząc w domu i tylko o tym pisząc ewentualnie mówiąc to mało. Trzeba jeździć i tą formę budować. U mnie niestety jest z tym gorzej. Praktycznie w lutym pokręciłem kilka jednostek treningowych i nawet za dużo nie biegałem. Tak jak w styczniu było to mniej więcej podzielone po połowie tak luty to straszna bieda. Po części uspakajam się trochę, że na to co ja chce zrobić i jak chce się tym bawić to mi wystarczy, ale chyba oszukuje sam siebie.
Pisałem na początku że mi poszło … tak właśnie ruszyły się moje projekty, projekty finansowe i bankowe kucharczak.com Od początku tego roku realizuje już czwarty projekt finansowy, a trzy kolejne powoli się rodzą. Zapomniałem też jedną najważniejszą rzecz, że to ta bankowość jest moją największą pasją i chodź trafiłem na nieprzyzwoitych ludzi ja nadal ją kocham i nadal potrafię się nią cieszyć. Codzienne podróże do pracy, wysysają ze mnie resztki energii, której brakuje mi potem do codziennych treningów, ale co tam to też jest mój żywioł. Dopóki tematy inwestycyjne będą się kręcić ja będę je realizował bo z tego też mam dodatkowe profity, które w całości przeznaczam na ultrakolarstwo.
Fajnie to sobie wymyśliłem. Nie mogłem znaleźć sponsorów, którzy po części sfinansowali by mi koszty wyścigów to zacząłem sprzedawać swoja wiedzę. Przedsiębiorcom się to spodobało. Zaczęli mi zlecać zadania za które inkasowałem, inkasuje środki które przeznaczam na koszty wyścigów. Nie ukrywam, że przy negocjacjach warunków cenowych wspominam na co środki zostaną przeznaczone. Robi to duże wrażanie i nie mam problemu zarówno z osiągnięciem określonej ceny jak i ewentualnymi płatnościami. Co więcej każdy przedsiębiorca może dodatkowo skorzystać i umieścić swoje logo na moim blogu co dodatkowo uatrakcyjni jego firmę. Być częścią, prostego, amatorskiego projektu to coś pięknego. Sam bym chciał być w takiej sytuacji.
To może być ciekawe rozwiązanie dla innych śmiałków, którzy chcą podjąć się realizacji jakiś projektów. Nie mówię tutaj o rowerach! Mówię o każdej innej inicjatywie gdzie możesz w zamian sprzedać swoją wiedzę i doświadczenie. Trzeba jednak pamiętać, że musi tutaj zadziałać zasada wzajemnego zaufania. Jeśli umówisz się na realizację zadania z przeznaczeniem na projekt to musi się tak stać. Jak za te pieniądze będziesz wylegiwał się na plaży w Mielnie to już drugiej szansy mieć nie będziesz… to ważne, należy o tym pamiętać.
Projekt „Z trój-styku na trój-styk czyli Wiżajny – Bogatynia w 70 godzin” może wejść w życie. Rozmawiałem z Jankiem Doroszkiewiczem, któremu ten sam plan chodził po głowie i jesteśmy już wstępnie domówieni. Termin to 13-16 lipiec 2018r. czyli dwa tygodnie po Pierścieniu Tysiąca Jezior. Myślę, że będzie to ostatni tak długi i intensywny wyjazd przed BBT 1008, który wystartuje miesiąc później. Tą wyprawę zaliczę do wypraw roku bo z jednej strony odbędzie się ona na rowerze szosowym, a z drugiej strony, traktuje ją jako wyjazd krajoznawczy. Czy uda się to przejechać w 50 czy 70 godzin ma to drugorzędne znaczenie.
Nogi będą bolały… na pewno a wiem to stąd że takiej intensywności jaką będę miał w tym roku nie miałem jeszcze nigdy. A co tam przeznaczam na ten cel większość mojego urlopu. W tych Wiżajnach to byłem tylko przejazdem i nie wspominam tego zbyt dobrze. Zmęczony, przemoknięty i głodny, a drogowskaz z napisem „trójstyk” zobaczyłem tylko w szybkim przelocie. Teraz ustawie sobie to wszystko inaczej. W czwartek pociągiem do Suwałk. Tam nocleg i w piątek rano 50 km wycieczka do Startu. Potem już tylko przed siebie z tym, że Wisłę będę chciał minąć we Włocławku, a nie w Toruniu. Cała trasa to 860 km. Tak sobie myślę, że jak już uda mi się dojechać to z Bogatyni podjadę sobie do Szklarskiej Poręby i pociągiem wrócę do domu. Misja fajna, miła, łatwa i przyjemna i oby tylko zakończyła się pełnym sukcesem.
Generalnie do tego powinien być dobrze przygotowany bo przecież w tym roku będzie intensywnie:
Maj to „Tour de Silesia” i wyjazd w samo serce śląskich kopalń. Jedna z imprez na której bardzo mi zależy. Umówiony jestem z Markiem Kretem i wspólnie pojedziemy ten 350 km maraton. Tak jak wspólnie mamy jechać BBT,
Czerwiec to „Pięknych Zachód” i wyjazd praktycznie do moich sąsiadów. Trasa ze Świebodzina do Karpacza na dystansie 510 km wydaje się „bardzo pyszna”. Tym bardziej, że dzień wcześniej robimy punkt kontrolny tego samego wyścigu ale już na długości 1001 km i 1901 km – dosyć grubo!
Lipiec to „Pierścień Tysiąca Jezior” i wyjazd w samo serce Warmii i Mazur aby objechać tą krainę w 40 godzin. Mam tam coś do udowodnienia przede wszystkim sobie ale też poszczególnym odcinkom. Hotel Pruski już czeka!
Lipiec to też projekt „Z trój-styku na trój-styk czyli Wiżajny – Bogatynia w 70 godzin”. Dwa tygodnie po Pierścieniu ale traktuje to jako moją wyprawę roku.
Sierpień to Bałtyk!
Nie chce rozpisywać się co do innych wyjazdów i imprez bo one pewnie będą realizowane spontanicznie. Jest parę pomysłów jak choćby wyjazd rowerowy wzdłuż Warty, ale tutaj termin nie jest znany.
Wyobrażacie sobie hipotetyczną sytuację w której stoicie na starcie imprezy sportowej – zaczyna się ciekawie! Rozglądacie się powoli w lewo potem w prawo, a obok Was stoją inni zawodnicy. Ubrani w profesjonalną odzież na profesjonalnym sprzęcie. Część z tych osób znacie. Widujecie się na imprezach tudzież innych startach. Te zawody są typowo amatorskie. Jedyną wygraną jest ukończenie imprezy, pobicie własnego rekordu po prostu czyste sportowe współzawodnictwo.
Strzał pistoletu i ruszacie na trasę. Dajcie z siebie wszystko, walczycie, dojeżdżacie do mety gdzie okazuje się, że jedna z osób która stała z wami na starcie zażyła środki niedozwolone. Okazała się się zwykłym oszustem. Zgłaszacie to sędziemu głównemu nie po to aby skarżyć, nie po to aby się zemścić tylko po to, aby było uczciwie. Ten sędzia zaczyna tłumaczyć, że to niechcący, nieumyślnie, przez przypadek. Namawia, aby dać spokój bo to tylko amatorski sport i nie ma co się napinać. Ty w duszy wykrzykujesz sam do siebie, że jeśli raz oszukał to zrobi to ponownie. Dla zachowania twarzy sędziowie wlepiają temu delikwentowi karę zakazu startu w jednych zawodach po czym ten zwykły oszust – bo tylko tak można to nazwać może nadal startować. Kara – jest niewspółmierna do czynu, ale można oszukać własne ego, że się coś zrobiło. Czy czulibyście wkurwienie?
Ja niestety czuję i chociaż od tej sytuacji minęło już równo 12 miesięcy to w moim życiu ta historia zdarzyła się naprawdę. Na szczęście nie była ona związana z rowerami, wyścigami. Tam ludzie którzy jeżdżą, z którymi się znam są uczciwi, jest etyka…. Ta historia zdarzyła się w mojej byłej już pracy. Można by powiedzieć, że zdarzyła się w instytucji zaufania publicznego, gdzie zdarzyć się nie powinna. Niestety, ale oszukał mnie mój własny pracownik podkładając mi celowo fałszywe dokumenty klienta. Przestępstwo bo tak to trzeba nazwać dokonał w mojej obecności i chodź złapałem „gada” za jaja to z problemem zostałam sam. Nikt mi nie pomógł, nikt nie zareagował. Ta sprawa dała mi dużo do myślenia. Zrozumiałem dlaczego bankowców nazywa się „banksterami” i zacząłem sobie zadawać pytania, czy warto w tym być, warto to dalej ciągnąć. Przecież ja mam kręgosłup moralny i złamać go nie jest tak łatwo. Nie dam się zeszmacić dla tego, aby zachować stanowisko, aby być szefem, aby decydować … Podejmuje decyzję i w kwietniu rezygnuję z szefowania. W czerwcu zostaję zesłany do innego działu a we wrześniu zmieniam pracę. Od sprawy mija już rok a ja nadal z tym jestem. Do teraz zastanawiam się dlaczego na to pozwolono i dlaczego nikt nie stanął po mojej stronie. Tych pytań dlaczego jest bardzo dużo. Wiem jedno musiałem znowu zmieniać… Ale zmiany się udały. W nowej pracy poziom kolegów… po kolarsku Tour de France. Atmosfera jak w grupie kolarskiej AG2R, czyli super i chodź meczą mnie trochę dojazdy warto było, warto było zmieniać.
Dlaczego o tym piszę? Bo aby osiągnąć jakikolwiek sukces czy to sportowy czy zawodowy czy rodzinny wszystko musi być poukładane. Każda płaszczyzna życia dom, praca, rodzina musi ze sobą współgrać. Jeśli jedno ogniowo pęknie nie dasz rady, załamiesz się i odpadniesz. Myślę, że sytuacja, która mnie spotkała spowodowała, że straciłem sportowo drugą część sezonu. I tylko dobre przygotowanie i wytrenowania z 2016r. spowodowało, że osiągnąłem zamierzone cele w 2017r.. Teraz na błędy nie ma już miejsca. Zostało ostatnie 7 miesięcy. Od tamtej sprawy się odcinam bo przede mną najważniejszy rok. Siedzi to jeszcze we mnie i pewnie siedzieć będzie długo , ale właśnie przez takie sytuację przez to że potrafię powiedzieć nie, nie zgadzam się, staję się mocniejszy. Dla wszystkich niech to będzie ostrzeżenie, że nawet w najbezpieczniejszym miejscu, gdy tracisz czujność możesz wpaść w pułapkę…
Tak się spieszyłem podsumowując sezon 2017r. że o części imprez i wyjazdów zupełnie zapomniałem. Tak to już jest! Trzeba zauważyć, że poza ultramaratonami wyjątkowo w zeszłym roku była czas na krótkie ale intensywne wyjazdy turystyczne co się często nie zdarzało.
Siódmy na ruszt idzie Punkt Kontrolny Ultramaratonu kolarskiego Piękny Zachód organizowany przez Henia Huzara oraz Wacka Żurakowskiego. Zaprawionych w bojach rowerowych kolegów miałem okazję poznać trzy tygodnie przed starem W pierścieniu Tysiąca Jezior. Organizacja punktu to była tylko i wyłącznie naszą wola. Zawsze sobie powtarzaliśmy, że w miarę możliwości będziemy wspierać wszystkie tego typu lokalne imprezy i słowa dotrzymaliśmy. Punkt wypalił w 100%. Dzięki niemu poznaję Roberta Janika głównego dowodzącego BBT oraz wielu innych ciekawych osób związanych ultrakolarskimi wojażami. Druga edycja tej imprezy i punkt w grodzisku też będzie nasz ale o tym wkrótce… to całe zamieszanie miało miejsce w czerwcu 2017r.
Ósmy na ruszt idzie wyjazd mieszany, damsko męski. Skład stały czyli ekipa z Wyprawy Roku + Ada i Beata. Cel podróży to Pierścień Poznański czyli impreza którą od zawsze chcieliśmy zaliczyć. Robimy ją na dwa dni chociaż dystans nie jest znaczny (180 km) ale traktujemy to typowo jako wycieczkę krajoznawczą. Wszystko się udaje 100% bo jak mogło być inaczej.
Dziewiąty na ruszt idzie wyjazd w dwóch różnych kierunkach. Ostatnia impreza sezonu (26.08.2017r.) czyli wyjazd samochodem do Jeleniej Góry i stamtąd jedziemy już rowerami do zapory na rzecze Bóbr po czym spokojnym tempem wracamy do hotelu. W godzinach wieczornych już autem zwiedzamy Karpacz a następnego dnia udajemy się w kierunku Łęknicy gdzie zwiedzamy dawną kopalnię Babinę. Dwudniowa wycieczka i chociaż więcej czasu spędziliśmy w samochodzie niż na rowerach to jednym słowem warto było!
Z racji, że jestem osobą ciepłolubną, a czas wrócić do cyklicznych treningów to we wrześniu i siedzę na mojej patelni i rozpoczynam treningi do sezonu 2018r. W międzyczasie jeszcze w październiku łakomię się na „Dychę Drzymały” ale akurat ten bieg był dobrym sposobem na urozmaicenie sobie treningów.
Najnowsze komentarze