Wyobrażacie sobie hipotetyczną sytuację w której stoicie na starcie imprezy sportowej – zaczyna się ciekawie! Rozglądacie się powoli w lewo potem w prawo, a obok Was stoją inni zawodnicy. Ubrani w profesjonalną odzież na profesjonalnym sprzęcie. Część z tych osób znacie. Widujecie się na imprezach tudzież innych startach. Te zawody są typowo amatorskie. Jedyną wygraną jest ukończenie imprezy, pobicie własnego rekordu po prostu czyste sportowe współzawodnictwo.
Strzał pistoletu i ruszacie na trasę. Dajcie z siebie wszystko, walczycie, dojeżdżacie do mety gdzie okazuje się, że jedna z osób która stała z wami na starcie zażyła środki niedozwolone. Okazała się się zwykłym oszustem. Zgłaszacie to sędziemu głównemu nie po to aby skarżyć, nie po to aby się zemścić tylko po to, aby było uczciwie. Ten sędzia zaczyna tłumaczyć, że to niechcący, nieumyślnie, przez przypadek. Namawia, aby dać spokój bo to tylko amatorski sport i nie ma co się napinać. Ty w duszy wykrzykujesz sam do siebie, że jeśli raz oszukał to zrobi to ponownie. Dla zachowania twarzy sędziowie wlepiają temu delikwentowi karę zakazu startu w jednych zawodach po czym ten zwykły oszust – bo tylko tak można to nazwać może nadal startować. Kara – jest niewspółmierna do czynu, ale można oszukać własne ego, że się coś zrobiło. Czy czulibyście wkurwienie?
Ja niestety czuję i chociaż od tej sytuacji minęło już równo 12 miesięcy to w moim życiu ta historia zdarzyła się naprawdę. Na szczęście nie była ona związana z rowerami, wyścigami. Tam ludzie którzy jeżdżą, z którymi się znam są uczciwi, jest etyka…. Ta historia zdarzyła się w mojej byłej już pracy. Można by powiedzieć, że zdarzyła się w instytucji zaufania publicznego, gdzie zdarzyć się nie powinna. Niestety, ale oszukał mnie mój własny pracownik podkładając mi celowo fałszywe dokumenty klienta. Przestępstwo bo tak to trzeba nazwać dokonał w mojej obecności i chodź złapałem „gada” za jaja to z problemem zostałam sam. Nikt mi nie pomógł, nikt nie zareagował. Ta sprawa dała mi dużo do myślenia. Zrozumiałem dlaczego bankowców nazywa się „banksterami” i zacząłem sobie zadawać pytania, czy warto w tym być, warto to dalej ciągnąć. Przecież ja mam kręgosłup moralny i złamać go nie jest tak łatwo. Nie dam się zeszmacić dla tego, aby zachować stanowisko, aby być szefem, aby decydować … Podejmuje decyzję i w kwietniu rezygnuję z szefowania. W czerwcu zostaję zesłany do innego działu a we wrześniu zmieniam pracę. Od sprawy mija już rok a ja nadal z tym jestem. Do teraz zastanawiam się dlaczego na to pozwolono i dlaczego nikt nie stanął po mojej stronie. Tych pytań dlaczego jest bardzo dużo. Wiem jedno musiałem znowu zmieniać… Ale zmiany się udały. W nowej pracy poziom kolegów… po kolarsku Tour de France. Atmosfera jak w grupie kolarskiej AG2R, czyli super i chodź meczą mnie trochę dojazdy warto było, warto było zmieniać.
Dlaczego o tym piszę? Bo aby osiągnąć jakikolwiek sukces czy to sportowy czy zawodowy czy rodzinny wszystko musi być poukładane. Każda płaszczyzna życia dom, praca, rodzina musi ze sobą współgrać. Jeśli jedno ogniowo pęknie nie dasz rady, załamiesz się i odpadniesz. Myślę, że sytuacja, która mnie spotkała spowodowała, że straciłem sportowo drugą część sezonu. I tylko dobre przygotowanie i wytrenowania z 2016r. spowodowało, że osiągnąłem zamierzone cele w 2017r.. Teraz na błędy nie ma już miejsca. Zostało ostatnie 7 miesięcy. Od tamtej sprawy się odcinam bo przede mną najważniejszy rok. Siedzi to jeszcze we mnie i pewnie siedzieć będzie długo , ale właśnie przez takie sytuację przez to że potrafię powiedzieć nie, nie zgadzam się, staję się mocniejszy. Dla wszystkich niech to będzie ostrzeżenie, że nawet w najbezpieczniejszym miejscu, gdy tracisz czujność możesz wpaść w pułapkę…
Tak się spieszyłem podsumowując sezon 2017r. że o części imprez i wyjazdów zupełnie zapomniałem. Tak to już jest! Trzeba zauważyć, że poza ultramaratonami wyjątkowo w zeszłym roku była czas na krótkie ale intensywne wyjazdy turystyczne co się często nie zdarzało.
Siódmy na ruszt idzie Punkt Kontrolny Ultramaratonu kolarskiego Piękny Zachód organizowany przez Henia Huzara oraz Wacka Żurakowskiego. Zaprawionych w bojach rowerowych kolegów miałem okazję poznać trzy tygodnie przed starem W pierścieniu Tysiąca Jezior. Organizacja punktu to była tylko i wyłącznie naszą wola. Zawsze sobie powtarzaliśmy, że w miarę możliwości będziemy wspierać wszystkie tego typu lokalne imprezy i słowa dotrzymaliśmy. Punkt wypalił w 100%. Dzięki niemu poznaję Roberta Janika głównego dowodzącego BBT oraz wielu innych ciekawych osób związanych ultrakolarskimi wojażami. Druga edycja tej imprezy i punkt w grodzisku też będzie nasz ale o tym wkrótce… to całe zamieszanie miało miejsce w czerwcu 2017r.
Ósmy na ruszt idzie wyjazd mieszany, damsko męski. Skład stały czyli ekipa z Wyprawy Roku + Ada i Beata. Cel podróży to Pierścień Poznański czyli impreza którą od zawsze chcieliśmy zaliczyć. Robimy ją na dwa dni chociaż dystans nie jest znaczny (180 km) ale traktujemy to typowo jako wycieczkę krajoznawczą. Wszystko się udaje 100% bo jak mogło być inaczej.
Dziewiąty na ruszt idzie wyjazd w dwóch różnych kierunkach. Ostatnia impreza sezonu (26.08.2017r.) czyli wyjazd samochodem do Jeleniej Góry i stamtąd jedziemy już rowerami do zapory na rzecze Bóbr po czym spokojnym tempem wracamy do hotelu. W godzinach wieczornych już autem zwiedzamy Karpacz a następnego dnia udajemy się w kierunku Łęknicy gdzie zwiedzamy dawną kopalnię Babinę. Dwudniowa wycieczka i chociaż więcej czasu spędziliśmy w samochodzie niż na rowerach to jednym słowem warto było!
Z racji, że jestem osobą ciepłolubną, a czas wrócić do cyklicznych treningów to we wrześniu i siedzę na mojej patelni i rozpoczynam treningi do sezonu 2018r. W międzyczasie jeszcze w październiku łakomię się na „Dychę Drzymały” ale akurat ten bieg był dobrym sposobem na urozmaicenie sobie treningów.
Myślę, że najwyższy czas na podsumowanie roku 2017r. Cel został zrealizowany, ale czy rok był pod każdym względem udany? Niestety NIE! Głównym powodem były błędy przy wyborze nowego pracodawcy podjęte jeszcze w roku 2016r., które miały wymierny wpływ na działania roku 2017r. ale na opis tego zdarzenia zostawiam sobie osobny wpis. Jeszcze z końcem roku czytałem wiele podsumowań, które przygotowane były głównie w cyfrach. Czyli ile godzin, ile kilometrów, ile kalorii ile… wszystkiego po trochu. Kiedyś strasznie mnie to podniecało ile przejechałem kilometrów oraz wszystkie inne parametry z tym związane. Teraz mam to kompletnie w nosie. Jest na horyzoncie cel i trzeba go zrealizować. Moim celem w zeszłym roku było ukończenie w limicie czasu ultramaratonu rowerowego Pierścień Tysiąca Jezior na dystansie 610 km i to się udało…
Dość intensywnie przetrenowałem zimę więc wiosna roku 2017 napawała optymizmem.
Pierwszy na ruszt miał pójść brevet 200, który jak zawsze otwierał sezon „wojaży długodystansowych” w Pomiechówku. Niestety łapie mnie mega grypa, która trzyma mnie przez około miesiąc. Dwie wizyty u lekarzy, dwie serie antybiotyków i ponad dwa tygodnie l4 niweczy cały misterny plan przygotowania do Pierścienia Tysiąca Jezior.
Drugi na ruszt idzie również brevet tym razem na dystansie 400 km dookoła jeziora Śniardwy. Piękna malownicza trasa z niesamowitymi widokami. Jadę zaraz po chorobie. Pluje jakąś dziwną mazią. Mam wrażenie, że zaraz wyrzygam płuca. Generalnie mam ochotę się wycofać ale z racji kierunku trasy jest to niemożliwe. Dodatkowo nie słucham rad starszych kolegów i pod spodenki zakładam gacie więc dupę mam tak odparzoną, że na 150 km mam dość. Wyścig kończę, ale ze słabym czasem 22 godziny i 50 minut. Tutaj poznaje Piotra Latawca z którym umawiamy się Pierścień.
Trzecia na ruszt idzie Wyprawa Roku – Wiślany Szlak Rowerowy. Jedna z najciekawszych wypraw jakie miały miejsce. Odbyła się jak co roku 16 czerwca 2017r. a ja nadal kaszlałem czymś dziwnym. To gówno nadal nie chciało mnie puścić. W pewnym momencie zastanawiałem się czy nie zrobię rentgena bo to wszystko mi się nie podobało. Wyprawa super – 600 km w nogach i poznanych wiele ciekawych miejsc. Oby w przyszłości takie wyprawy się powtórzyły.
Czwarty na ruszt idzie cel główny czyli Pierścień Tysiąca Jezior – do Świękit jadę z dużym optymizmem ale też z lekkimi obawami. Cel – zmieścić się w limicie czasu. Udało się – 38 godzin i 40 minut. Praktycznie większość wyścigu jechałem solo, 27 godzin w deszczu. Mega start i mega impreza i wiem, że wrócę tam za rok. Tym razem celem nie będzie tylko ukończenie a zejście z czasem poniżej 30 godzin. W roku 2018 to będzie ostatnie przetarcie przed Bałtyk Bieszczady Tour 2018r.
Piąty na ruszt idzie planowany już od dawna wyjazd nad morze. Grodzisk Wlkp. – Ustronie Morskie to miał być remake Pierwszej Wyprawy Roku w 2013r. Zwykły trening bo przecież cel główny został osiągnięty. Wyjazd zrealizowany w 80% bo mówiąc uczciwie poddałem się pod Białogardem. Jednak co najgorsze spotkało mnie w Czarnkowie i przed Trzcianką. To był mega kryzys który trwał ze cztery godziny i który okrasił wszystkie moje słabości to raz ale też nauczył mnie pokory i sprowadził mnie trochę na ziemię. Już byłem pewniaczek, już zacząłem cwaniakować i dostałem silny cios. Brak odpowiedniego wyżywienia, nieodpowiedni ubiór i za duża pewność siebie była powodem słabej jazdy. To dobra nauczka o której zawsze będę pamiętać.
Szósty i ostatni to ostatni organizowany wspólnie z Fundacją Ranndonners Polska brevet w Grodzisku Wlkp. ma dystansach 200 i 300 km. Tutaj wszystko poszło tak jak powinno bez żadnych problemów, większych czy mniejszych. Kolejna udana impreza tylko szkoda, że ostatnia. Oczywiście o czymś myślimy na rok 2018r. ale będzie to lokalna impreza dla fanatyków długich dystansów.
Było podsumowanie 2017r. to i warto byłby napisać kilka zdań na temat planów na 2018r.
Oczywiście jeden główny to Bałtyk Bieszczady Tour 1008 pod który podporządkuje inne imprezy ale też całe życie. W samych startach nic się nie zmieni czyli w kalendarzu zostanie wszystko to co było w 2017r. z jedną dość kosmetyczną zmianą czyli zamiast brevetu na 400 km pojadę w Ultramaratonie Kolarskim Pięknych Zachód na dystansie 501 km. W chwili obecnej ciężko cokolwiek powiedzieć na temat corocznej Wyprawy Roku głównie jeśli chodzi o kierunek bo termin pozostaje bez zmian.
Już od kilku tygodni myślę o tym, aby poukładać się organizacyjnie zarówno pod wojaże ultrakolarskie jak i pod turystykę tym bardziej, że plany mamy ambitne. Poza zwykłymi Wyprawami Roku czyli imprezami organizowanymi zawsze w Boże Ciało po głowie zaczęły nam chodzić dłuższe eskapady. Pierwszy raz pisze nam gdyż do dłuższych, cyklicznych turystycznych eskapad w roku 2018r. dołączy Piotr. Piszę już z pełną świadomością dołączy, gdyż rower jest już gotowy, sakwy zakupione, forma jest także pewnie moglibyśmy jechać już dzisiaj.
Pod koniec roku postanowiłem pobiegać trochę za sponsorami głównie pod tematykę kolarską. Raczej celowałem w instytucję, które mogą mieć chęć zainwestować w tego typu projekty. Żeby sprawa była jasna nie chodziło mi o nie wiadomo jaką kasę. Te pozyskane środki chciałem pozyskać głównie na koszty związane z logistyką (benzyna, hotele). Pierwsza z instytucji która została przez mnie zaatakowana to Starostwo Powiatowe w Grodzisku Wlkp. Moim zdaniem to fajna inicjatywa, ciekawa promocja całego powiatu zarówno w różnych regionach kraju jak i lokalnie przy okazji organizacji maratonów rowerowych. Druga z instytucji to mój obecny pracodawca czyli SGB-Bank S.A. Pracuje tutaj z przerwami od 2010r. Pierwszą imprezę organizowałem właśnie szlakiem Banków Spółdzielczych. Zresztą Banki Spółdzielcze to instytucje raczej zlokalizowane na „landach” więc uważam, że sama inicjatywa fajnie się w to wszystko wpisywała. Niestety ani jedna ani druga ani żadna instytucja nie była zainteresowana wsparciem. Spokojnie, nie żalę się i nie mam pretensji zdając sobie sprawę, że nie wszystkie akcje marketingowe wpisują się w strategię danej firmy. Każdy ma jakiś swój własny pomysł na marketing. Może trochę mam pretensje o to, że nikt się nie odezwał i po prostu nie powiedział, że nie jest zainteresowany. Od dwóch lat chciałem się przekonać czy pasje wzbudzają kogokolwiek zainteresowanie, ale chyba nie.
Odważnie nawet napiszę, że ludzie nie cieszą się z czyich pasji bo sami ich nie mają, a zwykła zazdrość nie pozwala im się cieszyć a tym bardziej wspierać.
Są tego też dobre strony, gdy znajdziesz firmę, która ma w sobie pasję i która z wielką chęcią wspiera twoje projekty rowerowe, kolarskie. Ja taką firmę znalazłem dzięki uprzejmości i z polecenia Pawła Franza mojego, naszego kolegi z Wolsztyna. Sama firma swoją siedzibę ma Jeleniej Górze. Atak Sport bo o niej chciałbym kilka zdań napisać to firma produkująca odzież dla sportowców. Specjalizuje się w produkcji odzieży kolarskiej. Mogę z własnego doświadczenia napisać, że przy naszej współpracy spełnione zostały wszystkie moje zachcianki jeśli chodzi o sam projekt a był on zmieniany kilkakrotnie. Czasami miałem nawet wyrzuty sumienia, że zmieniałem to tyle razy ale spokojnie z drugiej strony płynęła pełna doza wyrozumiałości i cierpliwości.
Z naszej współpracy jestem bardzo ale to bardzo zadowolony i bardzo serdecznie polecam wam wszystkim współpracę z firma ATAK Sport www.ataksport.com. Ja jestem do tego stopnia zachwycony, że logo tej firmy znajdzie się jako sponsor strategiczny projektu „Spełnić marzenie – od projektu do realizacji. Jak zostaję ULTRAKOLARZEM”. Uważam, że względy etyczne są dla mnie bardzo ważne dlatego bardzo się będę cieszył, że jeśli uda mi się jeździć w strojach tej firmy, a dzięki temu ta firma znajdzie nowego kontrahenta to będę z tego bardzo dumny i mega szczęśliwy. Uważam, że to ogromny sukces. Sam projekt koszulki to na chwilę obecną wielka tajemnica więc prezentacja planowana będzie dopiero na początek lutego.
Najnowsze komentarze