Zaczynamy czwarty tydzień od dość nietypowego treningu – relaksacyjnego w szerokim tego słowa znaczeniu. Na chwilę zostawiamy nogi w spokoju dając im tylko dwa dni rowerowych ekscesów z dość małą intensywnością. Jestem dość niecierpliwy, więc pełnego a nawet mocniejszego treningu mi bardzo brakuje. Remek przewidział miesiąc temu wszystko, nawet to, że po miesiącu będę wręcz prosił o więcej, więcej i więcej.
Obdarzyłem go potwornym zaufaniem, więc liczę się z jego zdaniem i jeśli mówi, że jest dobrze to znaczy, że jest dobrze!!! Jestem nawet trochę zszokowany w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To znaczy myślałem, że trening to tylko jazda na rowerze a tutaj pojawiają się też inne formy treningu. Bardzo się z tego cieszę i staram się z każdego dnia z każdego treningu wyciągać jak najwięcej wniosków (to sztuka samodoskonalenia się). Jest to dla mnie o tyle korzystne, że trening rowerowy pozwala mi doszlifować moją samodyscyplinę, systematyczność, planowanie, które to cechy przekładają się na moją pracę zawodową. Jestem wręcz przekonany, że nawet cechy charakteru trzeba trenować każdego dnia.
Luźniejsze treningi to więcej czasu na inne rzeczy. Mógłbym napisać, że chodzi o obowiązki domowe i po części byłaby to prawda, ale tylko po części.
Zarówno w szkole podstawowej następnie średniej w programie nauczania był przydział lektur obowiązkowych. W szkole różnie mi to wychodziło z czytaniem, co odbijam sobie teraz. Książka Travis Macy i John Hanc „Ultranastawienie” opisująca historię człowieka, który wygrał m.in. słynną serię wysokogórskich wyścigów na dystansie 450 km lub historia najtwardszej kobiety na świecie Chrissie Wellington „ Bez Ograniczeń” to lektury obowiązkowe. Książkę Mai Włoszczowskiej „Szkoła Życia” przeczytałem w mgnieniu oka w trakcie jazdy pociągiem do pracy. Teraz zaczytuje się w dwa magazyny. Pierwszy to „Rowertour” – magazyn turystyki rowerowej, dzięki któremu mogę śledzić wyprawy pasjonatów rowerowych i wykorzystać to w Grodziskiej Grupie Rowerowej kucharczak.com. Drugi to „Szosa”, który wynalazłem przez przypadek i teraz nie odpuszczę już żadnego numeru. Z każdego z magazynów czerpię inspirację zarówno szosową jak i turystyczną.
Trzy tygodnie pełnego treningu za mną. Sobota to największe obciążenie. Pełen trening kręcę z kadencją 95-95 obrotów i jest dużo lepiej niż wcześniej. W poprzednią zimę ta walka na „patelni” (tak ochrzczony został mój trenażer) była bardzo nierówna i trening był szarpany z bardzo dużym obciążeniem bez rozgrzewki i bez rozjazdu. Totalna amatorka. Teraz kręcenie 1: 40 w równym tempie i nie stanowi już to dla mnie dużego problemu. Trochę nudno i monotonnie, ale znalazłem na to dość ciekawe rozwiązanie.
Na youtube odnaleźć można bardzo fascynujące etapy kolarskie no i postanowiłem, że potowarzyszę kolarskiej elicie. W dniu dzisiejszym pojeździłem z Marco Pantani i razem wspięliśmy na Mont Ventoux w etapie kolarskim Tour de France z roku 2000r. Dla mnie to jest fajna zabawa, a że kolarstwem szosowym interesuje się od 1992r. tak, więc te wszystkie wielkie wyścigi były mi znane tak jak i ten etap, w którym to Marco Pantani przeżywał wieli kryzys i zamienił go w glorię chwały wygrywając ten morderczy odcinek.
Z niedzieli na poniedziałek pojawi się kolejna rozpiska treningowa na kolejny tydzień. Najgorsze jest to czekanie do wtorku, czyli do kolejnego treningu. Mam, zatem trochę czasu na pozałatwianie spraw bieżących. Po drodze w poniedziałek jeszcze kardiolog i pełen zakres badan mam już za sobą.
Jest decyzja, co do startów na przyszły sezon. W kwietniu 200km, w czerwcu 300 km no i najważniejszy start roku to 400km w okolicach sierpnia. Fajnie, że pojawiają się cele na horyzoncie a i motywacja będzie większa tym bardziej, że jest to cykl Pucharu Polski.
Na pewno będę chciał na kwiecień przygotować się do wyścigu w Trzebnicy. To TRZEBNICKI MARATON ROWEROWY ŻĄDŁO SZERSZENIA, który odbędzie się 30.04.2016r. Nad resztą będę musiał się mocno zastanowić i przedyskutować to z Remkiem. Co do wtorkowego treningu to nie mam żadnych zastrzeżeń. Wtorkowy wysiłek jest najlepszy, bo czas oczekiwania na trening jest najdłuższy i nie jest aż tak bardzo intensywny (aczkolwiek poziom intensywności ma się zmienić). Najgorsze są zawsze czwartki. Trochę okrążeń pokręcić trzeba, a że późno wracam z pracy to zostają mi godziny wieczorne i zdarza się, że w piątek zasypiam na pociąg. Sobota naturalnie jest wolna, ale staram się trening wykonać zawsze z rana, aby drugą część dnia przeznaczyć chociażby na czas spędzony z rodziną.
Zamykamy kolejny tydzień treningowy dość intensywnym treningiem. Na razie obciążenia nie są za duże, bo przecież szykujemy formę na nowy sezon a i obciążenia przyjdą większe. Sobota 19 listopada była jednym z najtrudniejszych dni, jaki dotychczas miałem. Zaburzenia żołądkowe, które trzymały mnie od rannych godzin spowodowały przesunięcie treningu do godzin popołudniowych. Do tego doszły silne skurcze i kolka w trakcie treningu i po godzinie i piętnastu minutach schodzę z roweru.
Myślę sobie, że pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz, ale zaraz na samym początku? Tak nie może być! Uzupełniam jednostkę treningową w niedzielę i wysyłam dane do weryfikacji zresztą, jak co tydzień. Trochę mam kłopoty w fazie rozjazdu do zejścia z tętnem do odpowiedniego poziomu, ale i na to Remek znalazł lekarstwo. Tydzień dość intensywny był za mną, ale i przede mną nowe wyzwania zarówno związane z treningiem jak i remontem mojej siedziby. Obecnie „nadaje” ze starego biura, ale jestem w trakcie remontu i myślę, że od 1 marca 2016r. ruszy u mnie w Grodzisku Wlkp. mekka kolarstwa szosowego jak i turystycznego. To z nowej siedziby będę nadawał jak również będę organizował nowe wyjazdy turystyczne. Chciałbym, aby można było tutaj nabyć ciekawą lekturę rowerową lub czasopismo. Porozmawiać o rowerach, zaplanować ciekawy wyjazd a może uda się dzięki temu stworzyć Team, który wspólnie wystartuje w nowym sezonie i będzie dzielnie promował nasze miasto.
Najnowsze komentarze