Pierwsze powitania
Na takie dni czeka się miesiącami a nawet latami. Czujesz moment, w którym spełniasz swoje marzenia i realizujesz projekt, na który tak długo czekasz. Brevet nie był wyścigiem a w projekcie tym liczył się wyłącznie fakt ukończenia przejazdu w określonym limicie czasu. Przez cały czas trwania zapisów widniały nazwiska tylko trzech uczestników jednak tydzień przed startem lista zawodników zaczęła się powiększać a w piątek dzień przed startem dopisała się ostatnia osoba.
Do startu stanęło 16 osób z 18 zgłoszonych. Pierwsi zawitali do nas przedstawiciele Klubu Kolarskiego Fala Park z Wolsztyna. To była bardzo sympatyczna grupa osób, z którą błyskawicznie nawiązaliśmy super kontakt. Szybko na starcie zjawił się Norbert Nowak chłopak, który kolarstwo ma we krwi i którego na rowerze widzę od zawsze. Następnie swój podpis na liście startowej złożyli Piotr Lewandowski oraz Tomek Rozmiarek, którzy na berevet do Grodziska przyjechali rowerem z Poznania. A co tam taka mała rozgrzewka przed 200 km brevetem. Rakoniewice reprezentowali Katarzyna i Tomek Kowalonek. To sympatyczne małżeństwo postanowiło jechać we dwoje. Później dowiedziałem się, że Kasia chciała złamać barierę 200 km, co się jej udało a ja bardzo się cieszę, że stało się to właśnie na Grodziskim wyścigu. Z Poznania przyjechali również Pan Franciszek Majewski, który chyba, jako jedyny ukończył wcześniejsze, brevety organizowane przez Fundację Randonneurs Polska oraz Małgorzata Lewandowska. Kamieniec reprezentował Damian Popiołkiewicz, z którym miałem przyjemność porozmawiać i wspólnie umówić się na treningi. Ostatnia grupa, która licznie zagościła w Grodzisku Wlkp. to przedstawiciele Ptaszkowa. Adrianna i Tomek, którzy postanowili walczyć na tandemie oraz Łukasz i Krzysztof gotowi do pokonania 200 km na swoich, trekach.
Wystrzał startera
Tuż przed startem stałem już na parkingu gotowy do udzielenia ostatnich wskazówek. Ruszamy trasą w kierunku Grąblewa. Słyszałem w kuluarach, że wszyscy pojadą razem, ale na starcie nie było zmiłuj się. Od początku tempo było bardzo mocne. Pierwsi zaatakowali Pan Franciszek oraz Małgosia Jankowska za nimi w peletonie jechali przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Trzecia grupa to Ptaszkowo i na końcu spokojnym kolumbijskim tempem Kasia i Tomek. Starałem się ich wszystkich gonić i pierwsze fotografie zrobiłem na wysokości Ptaszkowa przy stadionie. Pilotowałem grupy praktycznie przez cały wyścig, tak, aby uwidocznić wszystkich na zdjęciach. Przez kolejne kilometry nic się nie zmieniało może poza różnicami czasowymi między grupami. Na twarzach gościł uśmiech, co mnie niezmiernie cieszyło. Na rondzie w Grodzisku, Wlkp. (40km) trasy doszło to kilku pomyłek i nastąpiły małe przetasowania. Na punkt do Jabłonnej wpadają po około 1 godzinie i 40 minutach przedstawiciele Fala Park Wolsztyn oraz Norbert (Grodzisk Wlkp.), Piotr i Tomek (Poznań) oraz Damian (Kamieniec). Zjadają drożdżówki, uzupełniają płyny i ruszają dalej w trasę. Po nich z 15 minutowym opóźnieniem przyjeżdża Pan Franciszek oraz Małgosia. Nie czekają za dużo, uzupełniają płyny, biorą dwa gryzy drożdżówki i ruszają w trasę. Czekamy jeszcze godzinę i obsługujemy Kasię i Tomka oraz Ptaszkowską brygadę. Nie czekamy dłużej na punkcie tylko skrótem jedziemy w stronę Opalenicy. Beata, Marysia, Zuzia i Kuba przez Nowy Tomyśl a ja tak jak idzie trasa, aby porobić kilka ciekawych fotografii. Miałem mniej więcej obliczone, kiedy zawodnicy mogą dojechać na punkt w Opalenicy. Pierwsi wpadają Ci, którzy od początku prowadzą. Tam dowiadujemy się, że jeden zawodnik się wycofał, a drugi właśnie rezygnuje. Zachęcamy ich do tego, aby zostali, ale zdania już nie zmienią. Zresztą tempo jest bardzo mocne. Wśród nich jest Sylwia, która walczy z chłopakami jak równy z równym. Dosłownie parę minut po nich na punkt wpadają Pan Franciszek oraz Małgosia, którzy mocno pracowali i zniwelowali stratę praktycznie do zera. Grupa liderująca rusza dalej w składzie -1 a dosłownie zaraz za nimi pozostała dwójka, która będzie próbowała ich dogonić. Dopiero na mecie dowiaduję się, że w Dobieżynie popełniam błąd i puszczam kolarzy drogą szutrową. Pech chciał, że przeoczyłem jeden znak, a kilometry nie do końca się zgadzały z trasą i klops. Na początku pomyślałem, że to błąd grupy liderującą, ale niestety wszyscy pojechali tą samą trasą. Na szczęście nikt gumy nie złapał, ale było przynajmniej małe urozmaicenie. Do skrętu w Dymaczewie kolarze jechali z wiatrem, ale w kość wszyscy zawodnicy dostali na ostrym skręcie w kierunku Modrza. Zderzenie z silnym wiatrem wykończyłoby wszystkich, ale nie grodziskich brevetowców. Po przecięciu drogi 5 w Modrzu następuję ostatni postój i już tylko 38 kilometrów do mety. W czołówce jest pięciu zawodników i jedna zawodniczka. Po nich w Modrzu meldują się Pan Franciszek oraz Małgosia a ja wracam do Grodziska Wlkp., aby pogratulować pierwszej grupie, a na punkt do Modrza jedzie Beata zaopatrzyć Kasię i Tomka w brakujący prowiant. Na koniec oczywiście brevetowytm zwyczajem wszyscy zawodnicy podnoszą rower w górę i stają się brevetowcami z krwi i kości.
Ultrakolarskie święto w Grodzisku Wlkp. trwało do późnych godzin wieczornych. Teraz przyjdzie nam czekać kolejny rok na brevet „Frangens non flectes” (Zegniesz, nie złamiesz). A za rok nowe dystanse i nowa trasa tak, więc gorąco zachęcam do zmierzenia się z długim dystansem.
Najnowsze komentarze