Kurde, co ja pieprze
Wyciszyłem się trochę, dlatego jak na zawodowca przystało sprawy medialne, organizacyjne przejęła moja rzeczniczka prasowa Beata (żona). Nie czytałem prasy, nie przyjmowałem dziennikarzy i ukradkiem jeździłem do pracy, aby unikać paparazzi! Z blogiem odpuściłem też na kilka dni ….
Kurde, co ja pieprze …. faktycznie w ostatnim tygodniu nie jeździłem na rowerze w ogóle, ale to tylko, dlatego aby nóg nie mieć ciężkich jak beton. W czwartek, dwa dni przed startem zaplanowałem sobie 5 kilometrowy rozruch na sprawdzenie sprzętu tak, aby w piątek się już niczym nie martwić.
Do Pomiechówka wyruszyliśmy wspólnie z Beatą w nocy z piątku na sobotę i na miejscu byliśmy około godziny 4:00. Przespaliśmy się jeszcze w samochodzie, co oczywiście było wskazane aczkolwiek teraz odbieram to kategoriach błędu (szczegółowo opisze to pełnej relacji).
Czy na krótko czy na długo…
W samym sercu Pomiechówka, czyli przy ul. Szkolnej 3 przywitano nas z otwartymi ramionami tak jakbyśmy w zawodach ultrakolarskich startowali od lat. Piotr Niedźwiecki to naprawdę super gość, któremu na pewno w relacji pełnej poświecę osobny akapit. Tak czy inaczej poznałem masę ludzi, ultrakolarzy z ogromnym bagażem doświadczeń. Pierwszy raz dużo nie mówiłem, generalnie nic nie mówiłem tylko słuchałem, podsłuchiwałem: -) jaką ci bardziej doświadczeni zawodnicy mają taktykę. Czy jadą na krótko czy na długo, co biorą do jedzenia, jakie napoje i ile i co będę kombinować na trasie. Zdawałem sobie sprawę, że przejechałem zbierać doświadczenie.
Jako jeden z pierwszych odebrałem kartę i praktycznie czekałem na start. W samym brevecie wystartowało 64 uczestników. Krótkie przemówienie prezesa i ruszyliśmy punktualnie o 8:00. Niestety w tym miejscu po raz pierwszy i ostatni zobaczyłem 70% zawodników. Tempo, jakie narzucili od początku było dla mnie zabójcze. Mi natomiast od początku jechało się dobrze nawet martwiłem się, gdyż po 60 km średnią miałem 27 km/h!!!! Wtedy też jak w bajkach pojawiły się na moich ramionach dwie postacie
– Diabełek, który szeptał mi do ucha: Maciej, co się szczypiesz! Ciśnij jeszcze bardziej do średniej 30 km/h najwyżej jak nie dasz rady zejdziesz z trasy. – Aniołek na drugim ramieniu uspokajał: spokojnie jedź swoim tempem a dojedziesz do celu. Wynik w tym pierwszym starcie nie ma tak dużego znaczenia.
Podniesienie roweru na mecie bezcenne
Jedna i druga postać tak na zmianę mnie atakowała, dlatego też za Pułtuskiem trochę zwolniłem i jechałem dość wolnym tempem tym bardziej, że było pod górę. W Ciskach dałem się podpuścić tej mrocznej postaci i pocisnąłem za mijającą mnie grupą. Tak kolejne 35 kilometrów. Po połowie dystansu wiedziałem, że będzie dobrze, że ukończę swój pierwszy brevet.
Podniesienie roweru na mecie bezcenne!!!! To mi się należało.
Kurcze tak nie chciało mi się wyjeżdżać jednak czas nas gonił.
Dałem radę, ale bez trzech zdań największa zasługa w tym całym przedsięwzięciu, Remka Siudzińskiego, który bardzo dobrze mnie do tego przygotował. Czułem się pewnie chodź miałem trochę wątpliwości i czasami brakowało mi wiary, że dam radę.
Teraz czas na Miechów 30 lipca 2016r. Moim marzeniem jest do tego czasu mieć rower szosowy, ale zobaczymy. Do Pomiechówka na pewno jeszcze przyjadę i zejdę poniżej tych magicznych 10 godzin.
Wszystkim kibicom dziękuję za słowa wsparcia. Udało się!
Zrozumiałem też, dlaczego te brevety kończą się takim sukcesem organizacyjnym. Bo za tym wszystkim nie stoją pieniądze, rowery, sukces tylko jedna, duża scementowana rodzina i o tym należy pamiętać!!!!
Najnowsze komentarze