Wrócę do organizacji maratonu. Ale nie będzie to typowy maraton tak jak to było dotychczas. Za dużo lipów, lopów, komów itp. oj to nie tędy droga i nie w tym kierunku to idzie tak jak chcieliśmy. W tym roku podejmę się organizacji typowego brevetu tak jak to było pierwszej i drugiej edycji. Punkty kontrolne do odbicia w sklepie spożywczym lub na stacji benzynowej i jazda. Dla mnie to zamierzchłe czasu jak jeździliśmy do Pomiechówka na te nasze słynne dwusetki.
Tym razem będzie podobnie, a że za organizację wziął się Wojtek Leś, które temat w Polsce zna jak mało, kto to warto wziąć w tym udział… to znaczy być organizatorem. Tym razem nie będzie niewiadomo, jakich pakietów, wielkiej organizacji tylko typowana rowerowa przejażdżka. Fajnie jest do tego wrócić, bo „wisienką na torcie” może stać się udział w wyścigu Paryż – Brest – Paryż. W tym wyścigu do pokonania jest trasa na dystansie 1200 km. Nie jest to jednak takie proste, że zapisujesz się i jedziesz. Należy w roku pokonać dystanse 200, 300, 400 i 600 kilometrów. Co więcej brane są tylko brevety, które odbywają się na zasadach Audax Club Parisien i Międzynarodowego Związku Randonneurs. Wstępnie mamy informację, że nasz wyścig będzie wyścigiem homologowanym także liczymy, że w tym roku może zjawić się dość ciekawe towarzystwo.
A jak to będzie wyglądało u mnie. Pewnie bez zmian. Przygotuje stronę do zapisów i do boju. Będzie kameralnie, nawet bardziej kameralnie niż zawsze. Co do samych zapisów to pewnie to początek czerwca a start termin startu planowany jest na 13.08.2022r.
Cała ta impreza będzie pod patronatem Burmistrza Grodziska Wlkp. Po wielu latach zdecydowaliśmy się na ten ruch, aby promować nasze miasto. W zeszłym roku brakowało czasu z naszej strony, aby zająć się tematem a jeszcze wcześniej inne motywy o których nie ma co wspominać. Ten etap mamy jednak za sobą także teraz jest już dużo lepiej, przyjemniej i jest przede wszystkim klimat do organizacji ciekawych projektów sportowych. Myślę, że jest to współpraca wzajemna, ale nieobarczona wzajemnymi klauzulami. To znaczy nasze Miasto promuje wyścig a My promujemy Miasto … bardzo zdrowy układ … zdrowe układy są jednak najlepsze.
Szykujcie formę na sierpień i śledźcie nasze wpisy to problemów z uczestnictwem nie powinno być.
No dobra po fajnym otwarciu czas wrócić do rzeczywistości, bo rano wstaje i Bałtyk a jak idę spać to Bałtyk i w między czasie też Bałtyk. Trochę tego dużo, ale jak się ma konkretny cel to trzeba o nim myśleć i go w głowie wizualizować. Te 1000 km to poza codziennymi obowiązkami rzecz, o której najczęściej myślę. Dla mnie to będzie krótki sezon, bardzo krótki sezon. Najważniejszą rzeczą jest jednak dobre zaplanowanie zarówno treningów jak i samej strategii co do startów. Nie wiem czy wiecie, ale nie jest to tania zabawa. Jak tak policzyć opłaty wpisowe, hotele gdzie trzeba się przespać i same dojazdy + cała logistka to może 10 tys. nie starczyć. To tylko pasja, dobre hobby na wyczyszczenie sobie głowy po pracy. Ale wiadomo z drugiej strony nikt nie wsiada na rower i nie jedzie jednym ciągiem tysiąca kilometrów. Zauważyć też trzeba, że to nie jest normalne. Natomiast każdy ma swoją legendę. Jeden jeździ na motorze, drugi skacze ze spadochronem a inni biegają długie dystanse. Ja mam swoje ultramaratony rowerowe.
Mam tą przyjemność, że od roku podpieram się doświadczeniem mojego kolegi Marcina Robakowskiego, dzięki któremu w zeszłym roku wykręciłam tak dobry wynik w Pierścieniu Tysiąca Jezior. Ktoś pewnie zastanawia się, jakie to są treningi? To spieszę z odpowiedzią, że ciężkie. Ciężkie nie pod względem obciążenia, bo są one dopasowywane do konkretnej osoby. Dla mnie są one ciężkie, bo nie chodzi w nich tylko o samą jazdę. Cotygodniowy raport, który przygotowuje zawiera też ilość snu, relaksu, odpoczynku itp. Nie ma zmiłuj się i trzeba tego pilnować. Dla mnie to akurat dobrze, bo swoista dyscyplina, reżim treningowy jest bardzo dobry. Czasami o motywację jest bardzo ciężko a jeśli już ktoś tego pilnuje to jest mi dużo łatwiej.
Co jest też dobrego w treningach, które wdraża Marcin? To przede wszystkim urozmaicenie treningu, bo nie jest on tylko i wyłącznie skupiony na rowerze. Wplatane są elementy biegowe, ale także praca z wałkiem rolującym, co w przypadku pracy z dużym obciążeniem jest bardzo ważne. Marcin dba o wszystko jakbym się zawodowo ścigała. Ma chłopak o tym pojęcie, bo sam z sukcesami jeździ na rowerze także o nic nie muszę się martwić. Cześć konsultacji odbywa się zdalnie, ale niema problemu z tym, aby Marcin przyjechał i pewne detale treningowe pokazał na żywym organizmie. Mi to odpowiada i jeśli szukasz osoby, która miałaby Ciebie poprowadzić z treningiem to „adres” Marcina Robakowskiego to dobry wybór.
Dodatkowo wdrożyłam plan treningów, crossfit. Przy okazji udziału w „grodziskiej dyszce” poznałam bardzo fajną ekipę. Te treningi to taka bardzo dobra baza pod siłę, którą potrzebuje przy moich startach. No i redukcja masy jest też wskazana. Widać już efekty! Z tymi wszystkim treningami to też były jaja. Jeszcze w zeszłym roku „tryknęłam” na podłogę jak deska. No i zaczął się larum w chacie, że za dużo trenujesz, że ciągle tylko treningi, że trzeba odpoczywać … tralalala no, ale dla świętego spokoju, aby wszyscy dali mi spokój jeszcze w tym samym dniu pojechałam do szpitala. Eh… badania okej, wszystko w normie a wywrotka spowodowana była alergiczną reakcją na znieczulenie u dentysty. I tak słyszę buczenie w domu, ale jak to mówią „psy szczekają, karawana jedzie dalej”.
To najwyższy czas, aby ruszyć z własnym projektem … tak na samym początku. Z wielką przyjemnością robię to z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że w tym roku zostałam solistką … przynajmniej na razie a po drugie wielkimi krokami zbliża się mój najważniejszy cel, czyli Bałtyk Bieszczady Tour 1008r., który odbędzie się w sierpniu tego roku. Aby jednak zacząć należy coś zakończyć, czyli ten sam wyścig w roku 2020r.
Nie chce się tutaj za bardzo biczować, ale jak to powiedział Nikołaj Gogol
„Wiele rzeczy wydaje się niezrozumiałych tylko, dlatego, że nie jesteśmy objąć ich naszym umysłem. Niecierpliwość zmusza nas do działania zanim do głosu dojedzie rozum”
To motto idealnie podsumowuje mój rok 2020r. Kilka przejechanych startów praktycznie bez rewelacji i kilka wyjazdów turystycznych wokół komina nie zrobiło odpowiedniej bazy a nieukończony Pierścień Tysiąca Jezior na dystansie 610 km w limicie 40 godzin (mój czas to 44 godziny) odpowiedział dobitnie na pytanie, że nie powinnam brać w nim udziału. Starzy wyjadacze ultra kolarstwa słusznie uważają, że to właśnie Pierścień Tysiąca Jezior jest wyznacznikiem startu w Bałtyk Bieszczady Tour. Ukończenie go swobodnie w limicie daje bazę do ukończenia dłuższego dystansu. To właśnie niecierpliwość zmusiła mnie do działania zanim do głosu doszedł rozum.
Ale tak jak pisałam wcześniej biczować się nie będę … dlaczego? Bo udział w Pierścieniu Tysiąca Jezior na dystansie 610 km w następnym roku wyszedł już perfekcyjnie. Czas 32 godziny, czyli poprawa o 12 godzin i cała jazda bez przysłowiowej drzemki napawał optymizmem. Trzeba jeszcze to powtórzyć, aby wykluczyć tak lubiane w statystycy odchylnie standardowe i czas ten ma stać się obowiązkiem a nie jednorazowym występkiem.
No i czas na morał tej całej epopei i zamknięcie w głowie tego rozdziału. W tym wyścigu nie powinnam wystartować, bo nie byłam optymalnie przygotowana. Plusem jest jednak to, że wiem teraz, czego mogę się spodziewać. Jakie czekają mnie przeszkody i na co muszę uważać. Ta historia będzie trwała 8 miesięcy, czyli do kolejnego startu, więc zapraszam do lektury. Będzie ciekawie, będzie po prostu normalnie i może będzie to inspiracja dla innych kolarek, które w przyszłości chciałby zostać ultrakolarkami.
No i na koniec w jednym zdaniu, dlaczego solistka… Misiek wysiadł z pociągu rowerowego zwanego ultrakolarstwem czy wysiadł z pociągu „rowerowego” całkiem tego nie wiem, bo jego głowa jest nieprzewidywalna … Czy będę miała wsparcie? Oczywiście, że tak! Na każdym wyścigu, na każdej trasie, na każdym odcinku… i na tyle zakończymy ten wątek.
Najnowsze komentarze