Nie chce rozpisywać się co do innych wyjazdów i imprez bo one pewnie będą realizowane spontanicznie. Jest parę pomysłów jak choćby wyjazd rowerowy wzdłuż Warty, ale tutaj termin nie jest znany.
Chcę wrócić do strojów bo te stroje to są petarda! Kurde jak je pierwszy raz założyłem to się przestraszyłam. Nawet przez myśli mi przeszło, że nie będę ich zakładał tylko zostawię je w szafie. Dlaczego? Bo wyglądam w nich bardziej profesjonalnie niż faktycznie potrafię jeździć i co sobą reprezentuje.
To będzie niezły straszak na moich kompanów z którymi stanę na starcie. Jak na mnie spojrzą to zaraz stwierdzą, że ten typ czyli Ja to jakiś były zawodowiec… Chciałbym, marzenia! „Brzuchol” mam taki, że zaraz po mnie widać, że odsypiam popołudniami i tego jeżdżenia nie było za dużo. Spokojnie, spokojnie jest luty, a do pierwszego startu pozostało jakieś 3 miesiące. Może uda mi się zrobić figurę… no właśnie tylko może to robi wielką różnicę i jeśli nie zrobiłem tego w ostatnim roku to mało prawdopodobne abym zleciał wagą poniżej 85 kg… na dzisiaj licznik bije i jest 91,7 kg więc całkiem sporo.
Ale wracając do tych strojów to ATAK Sport zrobił mi mega niespodziankę. Te szaro pomarańczowe trykoty prezentują się zacnie. Trochę czuję się jak zawodnik CCC tylko reklamy na koszulkach inne. Te stroje to też ukłon w stronę Piotra. To przecież on prowadzi nam blog, stronę i wiele innych tematów także „Mornelowcy” musieli być na koszulkach. Z tym CCC to jednak żart, a powód wyboru koloru pomarańczowego to przede wszystkim bezpieczeństwo. Teraz dopiero będę widoczny na drodze rowerowej.
ATAK Sport zrobił wielką bombę. Mam generalnie wszystko: od spodenek, koszulki, bluzy, kurtki z odpinanymi rękawami, ochraniaczami na buty, naciągaczami na ręce oraz nogi. Po prostu pełne komplet. Naprawdę polecam współpracę z tą firmą.
Do tego dokupiłem sobie bardzo fajny kask rowerowy FORCE ROAD w kolorze pasującym pod strój. Tak naprawdę to pozostały mi już tylko skarpetki chociaż mocno zastanawiam się nad zakupem sakwy rowerowej – pod-siodłowej. Wydaje się to cudo być o wiele wygodniejsze niż bagażnik z sakwą. To są ostatnie zakupy bo budżet i tak został już nadszarpnięty, a przecież powinienem jeszcze popłacić opłaty wpisowe za poszczególne imprezy. Najważniejsze dla mnie jest to, że sezon zbliża się wielkimi krokami, a ja jestem przygotowany zarówno fizycznie jak i mentalnie patrząc chociażby na to, że nie jeżdżę tyle ile powinienem.
Trochę mi poszło, przybyło obowiązków. To, że nie będę Ultrakolarzem z wynikami to wiedziałem od początku. Czasami tak bywa, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i tak było ze mną. Po głowie chodziły mi już super wyniki, super czasy, super miejsca, a zupełnie zapomniałem, że w tym wszystkim ma chodzić o zabawę. Dodatkowa presja nie była i nie jest mi potrzebna. Aby jednak zostać tym Ultrakolarzem, którego głównym celem jest kończenie wyścigów to trzeba jeździć. Siedząc w domu i tylko o tym pisząc ewentualnie mówiąc to mało. Trzeba jeździć i tą formę budować. U mnie niestety jest z tym gorzej. Praktycznie w lutym pokręciłem kilka jednostek treningowych i nawet za dużo nie biegałem. Tak jak w styczniu było to mniej więcej podzielone po połowie tak luty to straszna bieda. Po części uspakajam się trochę, że na to co ja chce zrobić i jak chce się tym bawić to mi wystarczy, ale chyba oszukuje sam siebie.
Pisałem na początku że mi poszło … tak właśnie ruszyły się moje projekty, projekty finansowe i bankowe kucharczak.com Od początku tego roku realizuje już czwarty projekt finansowy, a trzy kolejne powoli się rodzą. Zapomniałem też jedną najważniejszą rzecz, że to ta bankowość jest moją największą pasją i chodź trafiłem na nieprzyzwoitych ludzi ja nadal ją kocham i nadal potrafię się nią cieszyć. Codzienne podróże do pracy, wysysają ze mnie resztki energii, której brakuje mi potem do codziennych treningów, ale co tam to też jest mój żywioł. Dopóki tematy inwestycyjne będą się kręcić ja będę je realizował bo z tego też mam dodatkowe profity, które w całości przeznaczam na ultrakolarstwo.
Fajnie to sobie wymyśliłem. Nie mogłem znaleźć sponsorów, którzy po części sfinansowali by mi koszty wyścigów to zacząłem sprzedawać swoja wiedzę. Przedsiębiorcom się to spodobało. Zaczęli mi zlecać zadania za które inkasowałem, inkasuje środki które przeznaczam na koszty wyścigów. Nie ukrywam, że przy negocjacjach warunków cenowych wspominam na co środki zostaną przeznaczone. Robi to duże wrażanie i nie mam problemu zarówno z osiągnięciem określonej ceny jak i ewentualnymi płatnościami. Co więcej każdy przedsiębiorca może dodatkowo skorzystać i umieścić swoje logo na moim blogu co dodatkowo uatrakcyjni jego firmę. Być częścią, prostego, amatorskiego projektu to coś pięknego. Sam bym chciał być w takiej sytuacji.
To może być ciekawe rozwiązanie dla innych śmiałków, którzy chcą podjąć się realizacji jakiś projektów. Nie mówię tutaj o rowerach! Mówię o każdej innej inicjatywie gdzie możesz w zamian sprzedać swoją wiedzę i doświadczenie. Trzeba jednak pamiętać, że musi tutaj zadziałać zasada wzajemnego zaufania. Jeśli umówisz się na realizację zadania z przeznaczeniem na projekt to musi się tak stać. Jak za te pieniądze będziesz wylegiwał się na plaży w Mielnie to już drugiej szansy mieć nie będziesz… to ważne, należy o tym pamiętać.
Projekt „Z trój-styku na trój-styk czyli Wiżajny – Bogatynia w 70 godzin” może wejść w życie. Rozmawiałem z Jankiem Doroszkiewiczem, któremu ten sam plan chodził po głowie i jesteśmy już wstępnie domówieni. Termin to 13-16 lipiec 2018r. czyli dwa tygodnie po Pierścieniu Tysiąca Jezior. Myślę, że będzie to ostatni tak długi i intensywny wyjazd przed BBT 1008, który wystartuje miesiąc później. Tą wyprawę zaliczę do wypraw roku bo z jednej strony odbędzie się ona na rowerze szosowym, a z drugiej strony, traktuje ją jako wyjazd krajoznawczy. Czy uda się to przejechać w 50 czy 70 godzin ma to drugorzędne znaczenie.
Nogi będą bolały… na pewno a wiem to stąd że takiej intensywności jaką będę miał w tym roku nie miałem jeszcze nigdy. A co tam przeznaczam na ten cel większość mojego urlopu. W tych Wiżajnach to byłem tylko przejazdem i nie wspominam tego zbyt dobrze. Zmęczony, przemoknięty i głodny, a drogowskaz z napisem „trójstyk” zobaczyłem tylko w szybkim przelocie. Teraz ustawie sobie to wszystko inaczej. W czwartek pociągiem do Suwałk. Tam nocleg i w piątek rano 50 km wycieczka do Startu. Potem już tylko przed siebie z tym, że Wisłę będę chciał minąć we Włocławku, a nie w Toruniu. Cała trasa to 860 km. Tak sobie myślę, że jak już uda mi się dojechać to z Bogatyni podjadę sobie do Szklarskiej Poręby i pociągiem wrócę do domu. Misja fajna, miła, łatwa i przyjemna i oby tylko zakończyła się pełnym sukcesem.
Generalnie do tego powinien być dobrze przygotowany bo przecież w tym roku będzie intensywnie:
Maj to „Tour de Silesia” i wyjazd w samo serce śląskich kopalń. Jedna z imprez na której bardzo mi zależy. Umówiony jestem z Markiem Kretem i wspólnie pojedziemy ten 350 km maraton. Tak jak wspólnie mamy jechać BBT,
Czerwiec to „Pięknych Zachód” i wyjazd praktycznie do moich sąsiadów. Trasa ze Świebodzina do Karpacza na dystansie 510 km wydaje się „bardzo pyszna”. Tym bardziej, że dzień wcześniej robimy punkt kontrolny tego samego wyścigu ale już na długości 1001 km i 1901 km – dosyć grubo!
Lipiec to „Pierścień Tysiąca Jezior” i wyjazd w samo serce Warmii i Mazur aby objechać tą krainę w 40 godzin. Mam tam coś do udowodnienia przede wszystkim sobie ale też poszczególnym odcinkom. Hotel Pruski już czeka!
Lipiec to też projekt „Z trój-styku na trój-styk czyli Wiżajny – Bogatynia w 70 godzin”. Dwa tygodnie po Pierścieniu ale traktuje to jako moją wyprawę roku.
Sierpień to Bałtyk!
Nie chce rozpisywać się co do innych wyjazdów i imprez bo one pewnie będą realizowane spontanicznie. Jest parę pomysłów jak choćby wyjazd rowerowy wzdłuż Warty, ale tutaj termin nie jest znany.
Najnowsze komentarze