Ten tydzień pod każdym względem był dla mnie bardzo ciężki. Jestem w trakcie organizacji trzech projektów w tym dwóch rowerowych także znalezienie wolnej chwili graniczy z cudem. Cały tydzień bardzo ciężko pracuje, bo do brevetu w Pomiechówku zostało 3 tygodnie i 5 dni zgodnie z zegarem zainstalowanym na stronie. Treningi stają się coraz cięższe szczególnie w weekend. Do ultra kolarstwa podchodzę bardzo poważanie aczkolwiek dzisiejszy 81km odcinek, który pokonałem w 3 godziny i 45 minut dał mi wiele do myślenia i muszę teraz mocno się skupić i obrać strategię na zbliżające się trzy tygodnie. Dzisiejsza pogoda była z tych, za którymi niestety nie przepadam. Mocno wiejący wiatr oraz padający deszcz bardzo mocno utrudniał mi jazdę a był to pierwszy wyjazd na zewnątrz od około 6 miesięcy… no właśnie 6 miesięcy kręcenia w domu na patelni 🙂 i nagle ni stąd, ni zowąd decyduje się na dłużą trasę w takiej pogodzie. Powody były dwa: po pierwsze musiałem zmierzyć się ze swoimi słabościami a po drugie musiałem sprawdzić jak będę się czuł w nowym stroju. To, że po 30 minutach chciałem założyć „ciepłe kapcie” i wrócić do domu wcale mnie nie zdziwiło. Powtarzałem sobie w myślach „Maciej, jeśli teraz nie pokonasz tych demonów to, kiedy? To właśnie dzisiaj jest ten moment”. Jak mantrę powtarzałem to zdanie na głos przez pierwszą część mojego ulubionego odcinka z Grodziska Wlkp. przez Kąkolewo do Borui. To jeden z ciekawszych i prostszych odcinków, bo biegnący przez las z lekkim nachyleniem. Po tych dwudziestu przejechanych kilometrach pod mocno wiejący wiatr byłem już na tyle rozgrzany, że dalej było już super. Wioska, Rakoniewice, Wielichowo, Kamieniec, Granowo i 60 kilometrów było już za mną ze średnią prędkością jakieś 25 kilometrów na godzinę. Pogoda była w kratkę raz padało a raz wydawało się, że zaraz wyjdzie słońce. Niestety za Granowem zderzyłem się ze ścianą wiatru, ale to nie był czas, aby kierować się stronę domu także odbiłem jeszcze w stronę Woźnik, aby dokończyć trening. Praktycznie od Ptaszkowa kierowałem się już w stronę domu z kadencją 80-90 obrotów korbą na minutę. Gorący prysznic i talerz gorącego rosołu pozwoliło mi zapomnieć o zimnie panującym na trasie.
Podsumowując i tak byłem, „nieogar” bo źle policzyłem trening i zakończyłem go 15 minut wcześniej. Teraz zastanawiam się czy faktycznie źle policzyłem czy specjalnie tak chciałem. Ten wyjazd dał mi dużo do myślenia i jeśli w Pomiechówku zaskoczy mnie taka pogoda to będę miał poważne kłopoty z tą „dwusetką”. Na chwilę obecną nawet nie chcę o tym myśleć, że mogę jej nie ukończyć….
Zeszły tydzień nie był dla mnie udany pod każdym względem. Trochę jeszcze odczuwałem zaziębienie, co oczywiście przekłada się na moją formę zarówno w pracy jak i na treningach. I tak jak poniedziałek i wtorek dałem radę to później moja forma trochę spadała. Do czwartkowego testu podchodziłem z dużym animuszem, bo chciałem podprawić wynik sprzed kilku tygodniu. Wtedy naprawdę czułem się dobrze, pamiętam to jak dziś, natomiast zeszłotygodniowy test niestety nie wypadł po mojej myśli. Rozpocząłem bardzo dobrze i założyłem sobie, że utrzymam tempo około 33 – 35 km/h tam, aby poprawić wynik o około 10% w stosunku do ostatniego sprawdzianu. To tempo utrzymałem niestety przez kilka minut a co potem się stało to nie wiem do teraz. Powietrze ze mnie zeszło jak z pękniętej dętki natomiast tak jak dętkę można wymienić na nową tak ze mną był już problem. W bardzo przeciętnym tempie dokulałem się do końca trasy i dałem sobie czas na przemyślenia. Nie załamałem się i już kolejny dzień treningowy w niedzielę wypadł znacznie lepiej. Mam wrażenie, że chyba Remek się na mnie za ten test trochę wkurzył, bo wiadomość od niego jak nigdy była bardzo krótka i z jednoznacznym przekazem
„w teście najważniejsze jest rozłożenie sił na równomierna jazdę przez 30min”.
W tym przypadku akurat nie mam nic na swoją obronę!
Do tego tygodnia podchodziłem już z nastawieniem zwycięstwa z dwóch prostych powodów. Po pierwsze zbliża się mój pierwszy start w brevecie w Pomiechówku a po drugie jak zawsze czuje ekscytację przed czymś nowym a tutaj mam na myśli treningi w trzeciej strefie tętna. Zobaczymy jak to wszystko wypadnie w trakcie jazdy, ale ja jestem generalnie optymistą.
W kioskach jest już dostępna nowa „Szosa”, czyli magazyn pasjonatów kolarstwa. I tak jak w zeszłym numerze było dużo o kolarstwie torowym tak teraz bardzo ciekawe artykuły na temat klasyków. „Spartakus”, „Myśliwy”, „Łowca klasyków” to może być tylko Fabian Cancellara. Ciekawy materiał na ten temat można obejrzeć we wcześniejszych moim wpisie „Brak treningów to tak jakbym nie żył!!!”
Miesiąc luty mam za sobą a więc czas na podsumowanie i kolejne statystyki. Niestety pod kontem zdrowia nie był to udany miesiąc, gdyż prawie półtora tygodnia odpadło mi z treningu w związku z moją chorobą. Wolałem jednak odpuścić niż rozchorować się na dobre i stracić dwa, trzy tygodnie. Tym bardziej, że na chwilę obecną nie ma, co się spinać gdyż wszystko idzie zgodnie z planem. Niestety cały czas największym problemem jest waga. Od początku roku przybrałem około 4 kg a to wszystko w związku z niepaleniem. W tym akurat przypadku mogę być z siebie dumny, bo mija już 62 dni, od kiedy pożegnałem się z tym nałogiem. Kawa i alkohol to też już jest przeszłość, o której już dawno zapomniałem, więc warto bić sobie tylko brawo.
W lutym pokonałem 266 kilometry głównie ćwicząc szybkość. Spaliłem 9042 kalorii. Łącznie przetrenowałem, 13: 43: 58 co rozbić można na 17 cykli treningowych. Średni rytm pedałowania to 90 obrotów korbą. Niestety z tych złych statystyk to przez miesiąc dorzuciłem na wadze kolejne 2 kg. Od stycznia dodatkowo biegam, ale akurat na tą dyscyplinę sportu nie spinam się aż tak bardzo. W lutym 4 cykle treningowe stanowiły biegi uliczne na dystansie 10.16 km łącznie z czasem 1: 25:48. Biegając spaliłem 796 kalorii.
Żongluje treningami na prawo i lewo, ale w granicach rozsądku. Cały czas mam wrażenie, że ze wszystkim mam już opóźnienia od treningów zacząwszy a na pisaniu książki skończywszy. Muszę się bardziej w tych tematach ogarniać, bo Rowerowa Wyprawa Roku poszła trochę w zapomnienie!
Czasami mam wrażenie, że magazyn turystyki rowerowej ROWERTOUR pisze artykuły skierowane dla mnie. Tak jakby wiedzieli, że przygotowuje się do BBT 1008 i chce ukończyć ten jakże trudny wyścig. Oczywiście to jest moje marzenie i cały czas będzie a im więcej czytam materiałów na ten temat tym bardziej jest tym podekscytowany. I chociaż na dworze jeszcze zalega śnieg, przynajmniej u mnie w Grodzisku Wlkp., i jak dobrze wiecie, bo pisałem o tym wcześniej, że zimna nie lubię to treningi w domu cały czas sprawiają mi ogromną satysfakcję. I gdy dodatkowo czytam marcowe wydanie magazynu Rowertour a dokładniej bardzo obszerny wywiad z Panem Robertem Janikiem, kolarzem długodystansowym, twórcą i organizatorem Bałtyk Bieszczady Tour to czuje się jeszcze bardziej zmotywowany i podekscytowany. Najbardziej utkwiło mi zadane pytanie:
Czy przebieg trasy jest ściśle wyznaczony? – i tutaj część odpowiedzi, która uświadamia mnie, że motywacja płynie również ze strony organizatorów
… Punkty mają też znaczenie psychologiczne: większość uczestników BBT nie jedzie ze Świnoujścia do Ustrzyk, lecz od punktu do punktu. I w ten sposób docierają do Ustrzyk. Wielokrotnie zdarzało się, że zawodnik zgłaszał telefonicznie rezygnację, a sędzia prosił, aby zameldował to jeszcze na najbliższym punkcie. Trzech na czterech kolarzy wziętych takim podstępem dociera do mety.
Po prostu miazga!!!!
„Ja to kurde mam szczęście – tak powtarzam sobie każdego dnia, kiedy idę na stację Gąblewo, aby wtrynić się do pociągu”. Z tymi rowerami to mi się kurde naprawdę udało, to znaczy pasja w cholerę. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem, bo wyprawy roku cały czas są organizowane, do tego ta historia jak zostaję ULTRAKOLARZEM no i dwa rozdziały książki są już napisane a z soboty na niedzielę oddaje jeszcze wstęp. Z tą książką to też spontanicznie i generalnie myślałem, że wymięknę, ale poszedłem do końca i się udało i nie, że zrobiłem to sam. Tutaj wielkie dzięki dla Pani Katarzyny Wróbel z Tarnowa, która prowadzi Usługi Edytorskie. Fajnie to wszystko wyszło, tworzę już kolejne dwa rozdziały i na razie do czerwca daję sobie spokój, bo za dużo mam na głowie.
Zostaje jeszcze kwestia pracy hm… no nie żeby mi w obecnej pracy się nie podobało. Jest super!!! Zresztą bankowość to też moja pasja, uwielbiam to, uwielbiam te tematy tylko, że ja chcę rowery no i chyba mam szczęście. Lubię poprzeglądać, co dzieję się na rynku zarówno finansowym jak i na rynku pracy no i tutaj wyskakuje mi niespodzianka. Zarząd Dróg Miejskich w Poznaniu poszukuje specjalisty do spraw rowerowych!!! W pierwszym zdaniu czytam, że osoba na tym stanowisku odpowiedzialna będzie za udział w przygotowaniu koncepcji oraz w realizacji zadań związanych z infrastrukturą rowerową. Ja pierdykam i mówię sobie „Maciej to stanowisko jest dla Ciebie, uszyte pod Ciebie na miarę”. Trzy lata na to czekam i jestem ciekawy czy siła przyciągania po raz kolejny zadziała.
Teraz wracamy do treningów. Cały czas jestem w cyklu trzech dni treningowych + rozjazd w niedzielę. W ostatnim tygodniu oraz w tym bieżącym zamieniam dni treningowe z wtorku, czwartku, soboty i niedzieli na środę, piątek, niedziele i poniedziałek rozjazd. Teraz mam trochę większe obciążenia w pracy i remont biura, więc sobotę chce mieć wolną i skupić się na robocie a sympatyczny trening w niedzielę będzie wskazany. Zresztą zawsze te weekendowe treningi są z największym obciążeniem i tutaj staram się być wypoczęty.
Najnowsze komentarze